8 lutego 2013

Krakowski pejzaż zimowy i takie tam rozmaitości...

Park przy ulicy Kazimierza Wielkiego


Godz. 6.30. Czekam na tramwaj
Magiczne Planty o poranku
Krótki spacer po Plantach

Najdłuższy krakowski tramwaj  

5 lutego 2013

Klasyka:)



W roku 1829 siedmioletni Henryk otrzymał na Gwiazdkę Historię powszechną Jerrera, wspaniałą księgę, ozdobioną całostronicowymi reprodukcjami stalorytowymi. Główka chłopca z bujną czupryną pochyliła się w wielkim skupieniu nad obrazkiem, przedstawiającym płonącą Troję, z której uchodził Eneasz ze zniedołężniałym ojcem - Anchizesem na plecach. I oto posłuchajmy, jak wspomina tę chwilę sam Henryk w swojej książce Ilion:


– Ojcze – pyta chłopiec – czyż nie mówiłeś mi, że Troja została zrównana z ziemią?


– Tak jest…


– I że nic z niej nie pozostało?


– Zupełnie nic…


– Ale Jerrer musiał widzieć Troję, bo jakżeby inaczej mógł ją narysować?


– Henryku, przecież to obrazek narysowany z wyobraźni.


Chłopiec zadumał się przez chwilę, a potem znowu zapytał:


– Ojcze, czy Troja miała takie ogromne mury, jak to widać na obrazku?


– Prawdopodobnie tak.


–W takim razie – zawołał chłopiec triumfująco – nie mogły one zniknąć bez śladu. Resztki tych murów muszą znajdować się gdzieś ukryte pod ziemią. O jakżebym chciał je odkopać! Ojcze, pewnego dnia pojadę tam i odkopię je!


Stary Schliemann, znużony pytaniami dziecka, odburknął:


– Wcale by to mnie nie zdziwiło… A teraz siedź cicho, chciałbym trochę pospać.
(Z. Kosidowski, Gdy słońce było bogiem, Iskry, Warszawa 2012
 




Gdy słońce było bogiem Zenona Kosidowskiego można śmiało ochrzcić mianem książki kultowej, gdyż wychowało się na niej kilka pokoleń czytelników, na co zwraca uwagę Zdzisław Skrok we wstępie do pierwszej polskiej powieści archeologicznej. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Wielu Polaków ze starszej generacji z rozrzewnieniem wspomina swoje niezwykłe doświadczenie lekturowe związane z publikacją, która powstała w okresie stalinowskiej opresji. Ale nawet dziś, dla młodszych wiekiem czytelników, obcowanie z tą książką może być fascynującą przygodą i rozbudzić pragnienie wyruszenia w świat w poszukiwaniu zasypanych piaskiem nierozpoznanych jeszcze miejsc czy przedmiotów, jak to uczynili opisani przez Kosidowskiego bohaterowie jego barwnych historii.

Nie wypada nie znać tej pierwszej w swojej dziedzinie książki, podobnie zresztą jak innych, zaliczanych do powojennej literatury polskiej. Opowieści Kosidowskiego olśniewają urodą i rozpalają wyobraźnię. Z wypiekami na twarzy śledzi się losy największych dziewiętnastowiecznych archeologów i towarzyszy im w jawiących się w ich czasach jako szaleńcze, ale w końcu zakończonych jednak sukcesem wojaży do egzotycznych krajów. Większość przedstawionych przez autora odkrywców wyruszało w świat pod wpływem dziecięcych lektur, a zrodzone w najwcześniejszych latach życia śmiałe marzenia chcieli zrealizować za wszelką cenę, nie bacząc na rozmaite przeszkody. W tym kontekście książkę Kosidowskiego można nawet traktować nie tylko jako powieść archeologiczną, lecz także jako hymn na cześć fantastów-marzycieli, do których większość z nas może siebie zaliczyć. Niektóre z zamieszczonych w publikacji historii traktują bowiem o sile marzenia i imaginacji, o upartym dążeniu do urzeczywistnienia swoich pragnień.

4 lutego 2013

Herbert o sobie i wartościach



Zagłębiam się teraz (długo, bo to duża objętościowo książka) w szkicach Bohdana Urbankowskiego o Herbercie, a także w wierszach poety. Przeszukuję też zasoby internetu i ku mojemu zdziwieniu można w sieci znaleźć mnóstwo niezwykle ciekawych materiałów (w różnej formie) o Księciu Poetów. Spośród owych znalezisk największe wrażenie wywarł na mnie fragment wywiadu, jakiego Herbert udzielił w 1972 roku. Można go potraktować jako swoisty dekalog  poety, który zawsze starał się pozostać wierny wymienionym w tej rozmowie wartościom:



W młodości, w zależności od okresu studiowania, byłem wyznawcą Platona, zwolennikiem Kartezjusza i Pascala. Później zacząłem orientować się na postawy ludzkie, na coś, co nazwałbym spotkaniem z człowiekiem. Uważam się za pisarza "średniego lotu", ale z niewygasłą młodzieńczą wolą doskonalenia się i dochowania wierności ideałom dość już dzisiaj archaicznym. Spróbuję ująć w punktach to, co stanowi dla mnie jakiś wyznacznik postępowania, ideał, do którego jeszcze nie doszedłem:



    1. Być otwartym, to znaczy ciekawym świata, zdolnym do zmiany własnych poglądów, jeżeli fakty świadczą na korzyść innych. Nie ma to nic wspólnego z konformizmem, lecz jest wewnętrzną gościnnością dla każdej innej, ważnej, sprawdzonej z życiem racji.



   2. Zasada podważalności własnych przekonań. Jest to zasada wewnętrznego dialogu i dialektycznego napięcia między racją głoszoną a racją, która temu zaprzecza. Stąd moja skłonność do form dramatycznych. Wszystko jest dramatem, zawsze trwa walka dwu lub więcej racji.



    3. Nie należy dążyć do tego, by wszystko w sobie wyjaśniać. To, co się pisze, powinno być wyrazem naszych wewnętrznych sprzeczności, gdyż człowiek jest mieszaniną spokoju i niepokoju, pewności i wątpliwości.



   4. Zasada odwagi - bardzo istotna w życiu i twórczości. Pisanie jest próbą zmierzenia się ze światem, z otoczeniem, a to, że się myśli niezależnie, jest pewnym aktem odwagi.



    5. Związana z poprzednią - zasada nieulegania modom i poglądom powszechnie przyjętym. Jest to zasada moralna i "higieniczna": pływanie pod prąd bardzo wyrabia mięśnie.



   6.  Wybieranie tego, co do zdobycia jest trudniejsze.



   7.  Pewna pokora wobec życia i wobec przeróżnych fenomenów świata. Uznanie, że coś większe ode mnie - to doskonałe lekarstwo na megalomanię.



    8. Zasada cierpliwości: w sztuce, jak i w życiu, zwyciężają tylko cierpliwi. Nie można liczyć na natychmiastowy sukces. Nie lubię przegrywać, ale nauczyłem się - to większa sztuka niż wygrywanie.


    Zawód artysty można porównać z pracą alchemików. Pracuję nad szkicem, w którym staram się udowodnić, że alchemikom chodziło nie tylko o sam efekt końcowy wyprodukowania złota, ale również ważna, jeśli nie najważniejsza, była kontemplacja, cierpliwe, pełne żarliwości oczekiwanie, dyscyplina duchowa. To w nich samych wytapiało się złoto, odbywała się cudowna transmutacja elementów.


Czym byłby świat ...

rozmowa ze Zbigniewem Herbertem
Rozmawiała Halina Murza Stankiewicz. " Wiadomości" [Wrocław] 1972, nr 20