24 października 2014

Stare polskie tango "Złociste chryzantemy"




Chryzantemy cudne, szczerozłote

Na wystawie czekały co dzień,

Wysyłając w przestrzeń swą tęsknotę

Od poranku aż po wieczorny cień.

l przyszedł ktoś tak smutny, zadumany,

Co w oczach miał kryształy srebrnych łez,

l w jesienny ranek zapłakany

Wyczekiwań chryzantem nadszedł kres.



Chryzantemy złociste

W kryształowym wazonie

Stoją na fortepianie,

Kojąc smutek i żal.

Poprzez łzy srebrnomgliste

Do nich wyciągam dłonie,

Szepcząc wciąż jedno zdanie:



Czemu odeszłaś w dal?

Nic mnie dzisiaj nie cieszy,

Gdy skończyły się sny.

Któż me serce uleczy

l otrze z oczu łzy?



Chryzantemy złociste,

Uśmiechnijcie się do mnie,

Może wśród dawnych wspomnień

Zaginie żal.



słowa i muzyka: Zbigniew Maciejowski (1912-1980)

 Piosenka napisana w październiku 1937 r. Cieszyła się olbrzymim powodzeniem w okresie międzywojennym, a następnie podczas okupacji (śpiewana ze zmienionym tekstem nawet przez oddziały Armii Krajowej – została wydrukowana w podziemnym wydawnictwie Partyzanckim szlakiem na początku 1944 r.).

Podaję za: Cyfrową Biblioteką Polskiej Piosenki.


23 października 2014

O miłości i sławie. "Ingrid Bergman prywatnie"

Najsłynniejszą sceną filmu Casablanca z 1942 roku jest ta, kiedy  Ilsa (Ingrid Bergman) wchodzi do kawiarni i zwraca się do pianisty (w tej roli Dooley Wilson): "Zagraj to jeszcze raz, Sam". Ten gra As Time Goes By. Obraz, choć odniósł umiarkowany sukces w chwili premiery, stał się z biegiem czasu kultowym przykładem wojennego melodramatu. Odtwórczyni głównej roli nie była po latach zadowolona z tego, że najbardziej kojarzy się jej aktorski dorobek z tym filmem, gdyż stworzyła znacznie wybitniejsze kreacje. Urodzona w Sztokholmie Ingrid Bergman stawiała wtedy w Hollywood pierwsze kroki. Już była znana, ale jeszcze nie uchodziła za gwiazdę. W 1949 roku zagrała we Włoszech w filmie Stromboli w reżyserii Roberta Rosselliniego, z którym wkrótce się związała. To dla niego porzuciła Hollywood. Romans słynnego włoskiego reżysera i wschodzącej gwiazdy „fabryki snów”, a prywatnie mężatki i matki, wyszedł na jaw wówczas, gdy fotograf towarzyszący ekipie filmowej utrwalił na zdjęciu trzymającą się za ręce parę. Ingrid była już w ciąży z nowym ukochanym... Ogłoszono skandal. Wtedy były inne czasy (1949 r.)  i wieści o rozwodach aktorów opinia publiczna przyjmowała zupełnie inaczej niż dzisiaj, znacznie mniej wyrozumiale. Bombardowana listami od rodziny i  przyjaciół nawołujących do obyczajnego zachowania, wysłała do męża list, informując go, że resztę życia chce spędzić z włoskim reżyserem. Za kreacje aktorskie stworzone w trzech filmach, między innymi w dramacie sensacyjnym Morderstwo w Orient Expressie i psychologicznym Gasnący płomień, została nagrodzona Oscarem. O swoim burzliwym życiu opowiedziała w autobiograficznej książce My story, która stała się bestsellerem. Zadedykowała ją dzieciom: Pii, Robertino, Isottcie i Isabelli. Zmarła 29 sierpnia 1982 r. na raka piersi w Londynie, w dniu swoich 67. urodzin. Podczas jej pogrzebu zagrano słynną piosenkę z filmu Casablanca.

Hollywood nie przestaje intrygować, fascynować i działać na wyobraźnię dziennikarzy, socjologów, historyków kina, biografów czy po prostu miłośników kina. Kreowało sławy, zrodziło kult gwiazd. Wybrańcy Dziesiątej Muzy stali się przedmiotem szczególnego uwielbienia, idolami tłumów. Nadal żywy jest kult Rudolfa Valentino, Jean Harlow, Grety Garbo czy Marleny Dietrich, nie wspominając o Marylin Monroe. Wiele filmów, aktorów i reżyserów obrosły w legendy. Funkcjonuje jeszcze dużo mitów, które stały się ponadczasowe, a fragmenty niektórych dzieł czy dialogów żyją w pamięci miłośników kina.

O sekretach innej niezapomnianej gwiazdy filmowej - Ingrid Bergman - powstało już wiele książek, ale mimo to czytelników nigdy nie brakuje. Należę do tych osób, która lubi czasem sięgnąć po tego typu literaturę czy obejrzeć film dokumentalny o ikonach kina. Niedawno zresztą można było na kanale Planete zobaczyć ciekawy dokument o ostatnich dniach życia Marleny Dietrich.

Ingrid Bergman prywatnie Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm to urocza książeczka zainspirowana historią rodzinną. Mąż autorki jest spowinowacony z Ingrid Bergman. Ojciec aktorki, Justus, był bratem babki Normana Boehma, Blendy, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Norman Boehm opowiadał żonie wielokrotnie o swoich spotkaniach ze sławną kuzynką. Do jednego z nich doszło w 1956 roku w Londynie, gdzie kręcone były zdjęcia do filmu Anastazja. Mało który mężczyzna może powiedzieć, że jednego wieczora tańczył z Ingrid Bergman i Ritą Hayworth, a to zdarzyło się w młodości mężowi autorki. :)

Raczej nie jest powszechnie znany fakt, że korzenie urodzonej w Sztokholmie aktorki były na poły niemieckie. Jej ojciec był Szwedem, ale matka pochodziła z Niemiec. Poza tym miała w Stanach Zjednoczonych krewnych, o których zawsze pamiętała i do których regularnie pisała. O tej mniej znanej gałęzi jej familii, amerykańskiej, możemy się dużo dowiedzieć z publikacji Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm. To nie jest biografia w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie znajdziemy w niej sensacyjnych czy po prostu nowych informacji ani drobiazgowej analizy życiowej i zawodowej drogi aktorki. Książka to swego rodzaju prywatna historia kina (każdy z nas taką ma, prawda?) i do pewnego stopnia kronika rodzinna. Składa się z okruchów wspomnień męża autorki, przechowywanych przez niego i jego krewnych listów, zdjęć i pamiątek otrzymanych od Ingrid Bergman. Te drobiazgi tworzą kameralny i familijny portret  gwiazdy jako kobiety obdarzonej blaskiem, ciepłem i łagodnością. Jak wspomina Norman Boehm, przyciągała naturalnością i bezpretensjonalnością. Z książki wyłania się również wizerunek Ingrid Bergman jako osoby niezwykle rodzinnej, troskliwej żony i matki, serdecznej przyjaciółki i kuzynki.


Z zacytowanych w książce AleksandryZiółkowskiej-Boehm listów aktorki adresowanych do babki oraz ojca jej męża wynika, że Ingrid Bergman cierpiała z powodu tęsknoty do córeczki z pierwszego związku małżeńskiego z lekarzem dentystą. Zostawiła ją, gdy zdecydowała się zamieszkać we Włoszech razem z Rosellinim, któremu urodziła trójkę dzieci. Czuła się rozdarta pomiędzy dziećmi z dwóch małżeństw. W zacytowanej w książeczce korespondencji do kuzyna narzeka także z nutką ironii na prasę, która błędnie informuje o jej życiu osobistym czy chorobach. Ciekawa jest opinia aktorki o swoim rodzinnym kraju. W jednym z listów  napisała między innymi, że w Szwecji nie znosi się każdego, komu się powiodło. Wszyscy uwielbiają krytykować wszystkich i rozerwą takiego kogoś na kawałki w tej krytyce. Zauważała też, że prasa szwedzka jest o wiele gorsza i okrutniejsza niż w Ameryce. Wyznała, że zanim zamieszkała z drugim mężem we Włoszech była pół-Szwedką z purytańskim sumieniem. Raz opowiedziała kuzynowi, Normanowi Boehm, bardzo zabawną anegdotę, jak Szwed wyobraża sobie idealne wakacje. W jego wspomnieniach pozostała jaka kobieta pełna uroku, zawsze czarująca, odnosząca się do innych bez cienia wyniosłości.

Listów i zdjęć z archiwum rodzinnego męża pisarki, obejmujących lata 1945-1981, nie ma na tyle dużo i nie są one aż tak bardzo wartościowe poznawczo dla miłośników kina czy aktorki, aby mogła powstać dzięki nim monografia z prawdziwego zdarzenia, odkrywająca nieznane dotąd fakty na temat legendarnej aktorki, z czego zdawała sobie Aleksandra Ziółkowska-Boehm. Nie ulega wątpliwości, że są bardzo cenne jako pamiątki rodzinne. Swoją opowieść w gruncie rzeczy o charakterze autobiograficznym napisała, gdyż wciąż, jak stwierdziła we wstępie, lubimy słuchać historii o miłości i sławie. Nietrudno zaprzeczyć. Ingrid Bergman była bez wątpienia jedną z najbardziej utalentowanych i najpiękniejszych aktorek wszech czasów. Aleksandra Ziółkowska-Boehm pragnęła, zainspirowana usłyszanymi od męża wspomnieniami, utrwalić pamięć o niej jako wiernej przyjaciółce, zawsze pamiętającej o swoim drogim kuzynie ze Stanów oraz o jego dziadkach i rodzicach. Powstała ciepła gawęda o miłości i sławie, na dodatek wydawnictwo Prószyński i S-ka nadało jej piękną szatę edytorską.

"Casablanca"

"Urzeczona"



"Kwiat kaktusa"


19 października 2014

Czytelnicza sonda

W ubiegłym tygodniu dotarła do mnie miła przesyłka. Wspaniałe książki z pięknymi autografami! Różne gatunkowo i tematycznie, ale łączą je autobiograficzne wątki. Jedną z nich już zdążyłam przeczytać, ale zanim ją zaprezentuję, przeprowadzę swoistą sondę, gdyż jestem ciekawa Waszej opinii. O której książeczce chcielibyście się dowiedzieć więcej w pierwszej kolejności? Czy są wśród Was miłośnicy kotów? A może intryguje Was sylwetka ikony kina, Ingrid Bergman? A może czujecie, że Wasza wiedza  Indianach jest niewielka i chcecie to zmienić? Proszę o pozostawianie komentarzy pod wpisem. Dziękuję!

"Taka czarowna afrykańska noc". Listy z Afryki Kazimierza Nowaka

Rowerowa wyprawa Kazimierza Nowaka przez Afrykę, którą podróżnik odbył w latach 1931-1936, została na nowo odkryta dla współczesnych dzięki książce Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Kto jeszcze nie czytał - dużo traci! Dziś jednak chcę zwrócić uwagę na inną książkę związaną z niezwykłym podróżnikiem przedwojennym. Niedługo w księgarniach ukażą się wyczekiwane przeze mnie listy Kazimierza Nowaka pisane do żony Marii w okresie od 4 listopada 1931 do 13 stycznia 1933 roku, a obejmujące jego podróż przez Libię, Egipt i Sudan. Wydawca zdecydował się opublikować wszystkie listy, a zważywszy na ich liczbę (1242), publikacja będzie liczyć łącznie aż cztery tomy. 

Tomu pierwszego jeszcze nie mam, ale przeczytałam fragmenty dostępne na stronie wydawnictwa. Już na ich podstawie można stwierdzić, że będzie to rozkoszna lektura oraz że Kazimierz Nowak - na przykład - nie miał najlepszego zdania o autorze Afryki, kraju i ludzi, którego nazwał blagierem, a odnosi się, czego nietrudno się domyślić, do "afrykańskiej" części dorobku Ossendowskiego:

OUESSO nad rzeką SANGA
Kongo Franc. dnia 19 listop. 35.


(...)

I do tego poznałem prawdziwie Afrykę i piszę o niej tak, jak nikt dotychczas nie ośmielał się pisać, a wszyscy raczej szli szlakiem blagiera Ossendowskiego, który pisze że „słońce zabija” – tak mu mówili ci, co o tym słyszeli od tamtych znowu, a nikt nie doświadczył czy to prawda. (...)