4 września 2016

Ukochane miasto Skamandrytów


[…] Pewnego dnia miałem godzinną przerwę w zajęciach uniwersyteckich i wybrałem się na spacer Nowym Światem. Było południe. Słoneczne, wiosenne. Dwóch panów. Zatrzymali się. Jeden szczupły, młodzieńczy. Żywo gestykulował. Drugi nieduży, korpulentny, z siwą, starannie przystrzyżoną bródką. Śmiał się i potakiwał. Poznałem ich natychmiast. Julian Tuwim i Leopold Staff. […] Julian Tuwim otworzył drzwi Kuchcika. Pokłoniwszy się nisko, zapraszał Leopolda Staffa. Staff opierał się. Długą chwilę celebrowali wejście. Staff cofał się wstydliwie, niewysoki jegomość o rumianej twarzy gimnazjalnego belfra. Tuwim pochylony w uniżonym pokłonie napierał. Gibki, ruchliwy, ostry, jastrzębi profil i ciemne, diabelskie znamię na policzku. Staff wszedł wreszcie, wyraźnie zażenowany teatralną ceremonią odprawianą przez młodszego kolegę po piórze. To było pierwsze dotknięcie żywej literatury. Ci dwaj luminarze literatury tak blisko; głowy, gesty, twarze. Tuż! Stałem i patrzyłem na zamknięte drzwi baru Pod Kuchcikiem. Tym razem nie wszedłem. Idąc dalej, zobaczyłem na ulicy Foksal olbrzyma w kapeluszu.  To Jarosław Iwaszkiewicz. W słońcu wyglądał jak olimpijczyk. […]

 (Marek Nowakowski, Nekropolis 2, Świat Książki, Warszawa 2008, s. 19-20) 



Książka Lidii Sadkowskiej-Mokkas jest właśnie taką próbą dotknięcia literatury. Bardzo udaną próbą. Autorka z dużym wyczuciem opisała na tle niegdysiejszej Warszawy Skamandrytów, którzy swoją osobą i twórczością przywołują czasy niedawne i bezpowrotnie minione. Niejako jeszcze bardziej sprzęgła ze sobą losy wielkiej piątki - wybrańców bogów, którzy w ciemnym chaosie poszukiwali światła, porządku i piękna. Piórem dawali temu wyraz. Wygrywali lub przegrywali w walce ze sobą lub światem. Ukazując blaski i cienie najsławniejszego przed drugą wojną parnasu poetyckiego, stworzyła jakby mimochodem poruszającą opowieść o mocy literatury, wartości przyjaźni, złożoności ludzkiej natury i skomplikowanej historii naszego kraju.