12 grudnia 2012

Wybitni Polacy listy piszą, czyli między innymi o Herbercie na Wawelu:)

Kartka pocztowa z widokiem Manhattanu wysłana przez Jerzego Turowicza do żony:


                                                                N.Jork 24 IX 1972

Najmilsza,

no więc spotkaliśmy się, chodzimy z Julią i Arturem po Nowym Jorku, ale czy to prawda? Nowy Jork groźny, ale fascynujący, byliśmy na szczycie Empire State Building, widok nie z tej ziemi. Ale miło by było być teraz w Krakowie.

Całuję najczulej.

                                                                           Jerzy


Źrodło: Wspólna obecność. Korespondencja Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego z Anną i Jerzym Turowiczami, Wydawnictwo A5, Kraków 2012, s.  213.


Foto moje





 Jerzy i Anna Turowiczowie do Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego:

                              Kraków, 1 stycznia 1972


Kochani Najmilsi, Julio, Danielo, Arturze

pewnie myślicie, żeśmy ŚWINIE OSTATNIE,  i prawdę mówiąc to rzeczywiście. Wyście napisali życzenia świąteczne miesiąc przed świętami, i oczywiście doszły na czas, a my dopiero dzisiaj - wstyd, skandal, hańba. Ale to bynajmniej nie brak pamięci ani przyjaźni, tylko niemożność absolutna, o czym niżej. [...]
No więc cóż, w Rzymie powodziło się nam dobrze, acz żyliśmy w "rozwodzie', bo ja koło synodu, a A.[nna] po Rzymie biegała [...] Annie w Rzymie ukradziono torebkę (dwóch chuliganów na skuterze wyrwało jej z ręki, gdy wracaliśmy do domu koło 23. w towarzystwie 1 biskupa i 1 księdza, po kolacyjce klerykalnej, w centrum Rzymu!), mnóstwo z tym było kłopotu, forsy tam na szczęście niedużo, ale paszport! [...]
Przyjaciół widujemy czasem, trochę. Joasia [Guze] z Justyną pisały z W-wy, Jerzy Zagorski (nie wiedziałem) ponoć chorował poważnie, Maryna [Zagórska] też kiepska. Herbertowie - którzy na Waszych śmieciach koczują - byli w Krakowie, on miał ładny wieczór poetycki na Wawelu (Wieczory Wawelskie), widziałem ich naturalnie, tyle że on się niełatwo "aklimatyzuje" po powrocie, no i pije za dużo. (Nie on jeden).
W polityce - to wiecie - mieliśmy zjazd Partii, pozmienialiśmy trochę rząd (raczej na lepsze), teraz będziemy mieć wybory. Gospodarczo chyba sie poprawie niejedno, politycznie-społecznie niby też, ale nie wszystko jeszcze jest jasne, cudów nie należy się spodziewać. [...] Ano zobaczymy. [...]

No i życzymy - na ten Nowy Rok 72 - żeby się nam wszystkim dobrze - if possible - wiodło i żebyśmy się wreszcie zobaczyli, bo już skuczno.

Całujemy was wszystkich troje bardzo, bardzo serdecznie.
                                                                                                                                   Jerzy



 Źrodło: Wspólna obecność. Korespondencja Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego z Anną i Jerzym Turowiczami, Wydawnictwo A5, Kraków 2012, s.  173-178 [wyboldowania moje].

A pod tym listem jest w książce arcyciekawy opis, jak wyglądał wieczór poetycki Herberta na Wawelu:

14 grudnia 1971 r. Zbigniew Herbert wystąpił w Sali Senatorskiej na Wawelu  w ramach cyklu Wieczory Wawelskie. Jak podaje Tomasz Fiałkowski w przypisach do "Korespondencji" Jerzego Turowicza ze Zbigniewem Herbertem, w archiwum poety zachował się program, na którym Herbert zanotował:
"Ten wieczór zacząłem słowami: <<Proszę powstać z miejsc i uczcić wraz ze mną pamięć zabitych rok temu robotników Wybrzeża, którzy walczyli o chleb i godność ludzką>>. Pierwszy poderwał się I sekr[etarz] KW et consortes, bo myśleli, że to jest <<uzgodnione>> z Warszawą".







10 grudnia 2012

Osobowość "dzienna" i "nocna" Jarosława Iwaszkiewicza



Kim byli przyjaciele Iwaszkiewicza, jaki wpływ wywarła na niego jedna z najwybitniejszych polskich rodzin na Ukrainie, czyli rodzina Szymanowskich, w jakich domach zatrudniał się jako korepetytor, jak wyglądała podróż pisarza do Heidelbergu sześć lat przed Hitlerem, który był wtedy   jak potem wspominał  w powietrzu, szukano go, pragnienie powszechne wzdychało do niego, jakie obyczajowe ekscesy wywoływał i jak mu się wiodło w związku małżeńskim z Lilpopówną? Tego dowiedzieć się można z pierwszego tomu książki Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza, która ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry.

Jej autor, Radosław Romaniuk, wykonał tytaniczną pracę, odtwarzając drobiazgowo pierwszy, mniej znany, okres życia Jarosława Iwaszkiewicza. Związany jest on z ukraińskim Kalnikiem, Elizawetgradem (dziś Kirowogradem), Kijowem, a także z przed- i międzywojenną Warszawą. Udało się mu stworzyć bogatą i fascynującą opowieść o wyjątkowym człowieku i burzliwych czasach, w których przyszło mu żyć.

Opisując ukraiński okres życia Iwaszkiewicza, jego dzieciństwo na przełomie XIX i XX wieku na Podolu, Romaniuk wskrzesił umarły świat, w którym chłopiec uczył się skomplikowanej hierarchii społecznej i towarzyskiej pogranicza, osobliwej mieszanki demokratyzmu i elitaryzmu. W Kalniku żyli bowiem obok siebie ukraińscy chłopi, służba, żydowscy kupcy, ukraińscy i polscy pracownicy cukrowni, ilinieccy księża, ziemiańskie rodziny z sąsiedztwa o różnym statusie materialnym i społecznym. W takim wielokulturowym otoczeniu dorastał przyszły pisarz, co zaważy na całej jego biografii. Publikacja jest wspaniałą opowieścią także o symbolach kresowej kultury, o wysepkach polskości w szumiącym morzu pszenicznej Ukrainy, na przykład o „Tymoszówce” – wiejskiej posiadłości Szymanowskich, która –  jak podkreśla Romaniuk –  dzięki światowemu powodzeniu muzyki Karola Szymanowskiego stała się legendą światową, wschodnią arkadią, której duch panuje w utworach napisanych przezeń przed 1917 rokiem. Do krainy dzieciństwa, Tymoszówki, wróci Iwaszkiewicz sześć lat później, po zdaniu matury w 1912 roku. Sąsiadami Szymanowskich była wówczas rosyjska rodzina Dawydowów, w której majątku –  o czym warto wspomnieć –  trzykrotnie gościł Aleksander Puszkin. W czasie drugiego pobytu w Tymoszówce Iwaszkiewicz stał się polskim poetą, gdyż jako język swojej twórczości wybrał ostatecznie polski. Niezwykle interesujące są również obszerne fragmenty opowiadające o zakątkach Polski, które odcisnęły duże piętno na Iwaszkiewiczu, choćby o położonych między Brzezinami, Łodzią a Strykowem Byszewach.

Usytuowanemu w tej miejscowości dworowi zawdzięczał pisarz liczne motywy swojej późniejszej twórczości, które Romaniuk stara się dokładnie wyłuskać. Wątek złożonych relacji między literaturą a biografią jest zresztą jednym z najważniejszych w jego pokaźnej rozmiarami książce. Potem były jeszcze Stawiszcze, gdzie Iwaszkiewicz pracował jako nauczyciel syna Witolda Hanickiego, administratora dób rodu Branickich, Krasnosiółka, w której uczył młodsze pokolenie podolskiej rodziny Lipkowskich, a także Tokarówka, do której podróż pisarza w przededniu wybuchu wojny stanie się zakończeniem jego kontaktów ze szlachecką Ukrainą. W 1917 roku zaczęto burzyć ośrodki kultury polskiej na Ukrainie. Do Iwaszkiewicza dochodziły, jak napisał później w Książce moich wspomnień, złowieszcze wieści: Tymoszówka Szymanowskich, Ryżawka Iwańskich, Hajworon Rzewuskich padały pod niszczycielską ręką. Fortepian Szymanowskiego spoczął w stawie, portret Balzaka u Rzewuskich spalono, kolekcję obrazów Iwańskiego wywieziono do małego muzeum w Humaniu, a dom cioci Masi zrównano z ziemią. Romaniuk zwraca przy tym uwagę, że Iwaszkiewicz bardziej mitologizował, niż pisał zgodnie z prawdą historyczną (dwór w Tymoszówce został zniszczony później, po 1920 roku, a fortepian zabrali sami Szymanowscy), co nie zmienia faktu, że w wyniku wojennej zawieruchy oraz niszczycielskiej siły bolszewików polskie dwory przekształciły się bezpowrotnie we wraki w burzliwym morzu. Rozdziały poświęcone dworom, w którym pisarz zmuszony był przez okoliczności życiowe zdobywać środki na życie, są jednymi z najciekawszych i najbardziej poruszających, ponieważ ukazują wachlarz odmian polskiego życia na Ukrainie. Choćby z tego powodu warto sięgnąć po tę biografię –  aby poznać obyczaje, kulturę i sposób życia Polaków na ukraińskiej prowincji, na wysepkach polskości, przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Ukraina już na zawsze będzie dla autora Sławy i chwały skradzioną ziemią i moim życiem ukradzionym –  elementem, który będzie starał się odzyskać w literaturze i muzyce, którym poświęci swoje życie.

9 grudnia 2012

"Nawet w godzinie dąsów nie susz mężowi głowy"






Niewiarygodne, ale kobiety pracujące na poczcie były w całej c.k. Austrii zmuszane do zachowywania celibatu, który tamtejszy parlament zniósł dopiero w 1912 roku. Rok później prasa donosiła, że ministerstwo wojny chce zatrudnić w armii kobiety. Paryskie akademie piękności na początku XX wieku jako metodę przedłużania rzęs zalecały niewiastom ich… wszywanie do powiek za pomocą igieł! Pewna dama pojawiła się na balu w Londynie w sukni, która ozdobiona była… monetami wszystkich krajów, a jej pończochy zrobione były z włoskich banknotów. W 1911 roku w stolicy Galicji – we Lwowie ubraną w portki niewiastę po wyjściu z kina zaskoczył rozgorączkowany z powodu jej ubioru tłum, przed którym uratował ją policjant, wsadzając ją do dorożki. Inna wielbicielka jupe culotte (tak wtedy nazywano najnowszy krzyk mody, czyli zakładanie przez damy spodni) nie miała tyle szczęścia, gdyż zbiegowisko ją poturbowało i poszarpało jej kostium. Musiała również salwować się ucieczką. Mieszkające we Lwowie damy postanowiły w „honorowy” sposób zawalczyć o mężczyznę. Ukazujące się w Krakowie „Nowości Ilustrowane”  opisywały bowiem w 1907 roku pojedynek, jaki stoczyły ze sobą skłócone przyjaciółki, „śmiertelnie” − dosłownie i w przenośni − zakochane w tym samym kapitanie. Jedną z nich uratował wtedy… stanik.


O takich „doniosłych” wydarzeniach informowała prasa kobieca w latach 1900-1914. Historyk i dziennikarz Jacek Kachel dotarł do ukazujących się wówczas na terenach Śląska Austriackiego i Galicji najważniejszych periodyków adresowanych do słabej płci i przeanalizował ich treść pod kątem położenia kobiet, ich roli w życiu społecznym oraz przemian obyczajowo-społecznych. Archiwalna, benedyktyńska praca historyka wzbudza podziw i zasługuje na uznanie. Będąca jej owocem książeczka jest prawdziwym rarytasem.

 Autor nazwał swoją książkę „małym albumikiem”, akcentując tym samym, że nie rości sobie pretensji do naukowych wywodów, lecz za główny cel postawił sobie podzielenie się swoją pasją dziennikarską i historyczną. Publikacja ma głównie charakter anegdotyczny, gdyż jest przede wszystkim zbiorem rozmaitości i cytatów, które są bardzo (miałam czasami wrażenie, że aż za bardzo) powściągliwie komentowane przez historyka, a jej wartość podnoszą liczne reprodukcje ilustracji oraz zdjęć pochodzących z analizowanych pism kobiecych, ukazujących się na przełomie XIX i XX wieku. Kachel zaprasza czytelniczki (i czytelników także!) na swoistą podróż w czasie. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wyglądało życie kobiet na przykład we Lwowie czy w Wiedniu na początku XX stulecia oraz jak je wtedy postrzegano, sięgnijcie po niewielką rozmiarami, ale niezwykle zajmującą książkę Jacka Kachla.


Zamężne niewiasty na pewno zainteresują popularne sto lat temu dekalogi, którymi posługiwały się kobiety żyjące na pograniczu galicyjsko-śląskim. Nigdy nie zapominaj, iż jesteś żoną człowieka, a nie Boga; więc nie dziw się jego słabościom. Nawet w godzinie dąsów nie susz mężowi głowy – radziły ówczesne kodeksy dla młodych mężatek, a z obszernie zacytowanych w książce fragmentów wydrukowanego w Krakowie „Kalendarza Roli” na rok 1912 może skorzystać także dzisiejsza gospodyni domowa, choć pewnie większość kobiet obruszyłaby się, gdyby ktoś je tak nazwał wprost. Matka i żona – tak pozwalamy o sobie obecnie mówić, ale już określenie „kura domowa” wzbudziłoby u niejednej z pań irytację. A o co powinna dbać pani domu? Do niej należy staranie o wszystko, czego mąż w domu szukać ma prawo i co znaleźć powinien: spokój i przyjemność. Czy dziś kobiety bez wahania zgodziłyby się z tak ujętymi swoimi obowiązkami? Śmiem wątpić. Powiedziałyby, że mąż też powinien, na zasadach partnerstwa, dążyć do zapewnienia domowi czystości, a rodzinie − atmosfery spokoju i poczucia bezpieczeństwa. „Kurier Lwowski” publikował z kolei dowcipne i nieco złośliwe aforyzmy, które warto „odkurzyć”, gdyż ich uniwersalizm jest nieprzemijający, a i (u)śmiech potrafią wzbudzić. No bo czy nie zgodzimy się, że kobieta umie mówić w porę, ale milczeć w porę niezdolna albo że – i tu adresatem są mężczyźni - gdy jesteś młody, wierz kobietom, a będziesz szczęśliwy, ale jak się podstarzejesz i zechcesz być szczęśliwym, nie wierz im nigdy. Jacek Kachel wzbogacił swoją książkę także o żarty obrazkowo-satyryczne na temat relacji damsko-męskich, jednak czytelniczka może być nieco rozczarowana, bowiem ich liczba jest skromna. Może autor szykuje książkę większych rozmiarów o takim samym charakterze? Dobrze by było.