20 sierpnia 2015

Biografia wołyńskiego rodu: Trusiewiczów (część 1)


Wołyń, ziemia położona na wschodnich rubieżach Polski, po rozbiorach zwana wołyńską gubernią, historycznie bardzo związana z Polską i Litwą, w dawnych latach była przedpolem wielkich stepów sięgających hen aż do Dzikich Pól. Wielokrotnie najeżdżana przez Tatarów i Turków, usiana licznymi kurhanami po krwawych bitwach, zawsze niespokojna i burzliwa, była bastionem polskiego oręża przeciw wschodnim najeźdźcom. W czasie drugiej wojny światowej ziemia ta była świadkiem tragedii ludności polskiej barbarzyńsko mordowanej przez szalejący żywioł szowinizmu ukraińskiego (Feliks Trusiewicz, Kraj nad Styrem, w: Pokolenie, wyd. II, Wrocław 2005, s. 12).




Feliks Trusiewicz, którego dwie znakomite powieści kresowe prezentowałam już na blogu, jest jednym z ostatnich żyjących świadków niespotykanej i wstrząsającej rzezi Polaków na Wołyniu. Miał dwadzieścia jeden lat, gdy policja ukraińska (tzw. szucmani) przy pomocy Niemców spacyfikowała w listopadzie 1942 roku jego ukochaną wieś i bestialsko wymordowała wszystkie mieszkające tam rodziny polskie. Był to pierwszy masowy mord ludności polskiej na Wołyniu, inspirowany przez nacjonalistów ukraińskich. Położoną wśród pięknych lasów kolonię tworzyło do czasu masakry dziesięć rodzin... Feliks Trusiewicz jako jedyny we wsi cudem wtedy ocalał. W czasie obławy i masakry dokonanej przez ukraińską policję z Cumania (rankiem 13 i 14 listopada) nie było go we wsi.

O swoich traumatycznych przeżyciach napisał w 1985 roku (z inspiracji i przy wsparciu mieszkającej od lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych kuzynki Krystyny Korneluk-Eliasz) wspomnienia, którym nadał tytuł Pokolenie. Rodzinna monografia została wydana w tym samym roku w dwóch wersjach: polskiej i angielskiej w Filadelfii (ostatnia w przekładzie kuzynki autora). Kronika obejmuje okres od założenia Obórek do końca drugiej wojny światowej. Kilkanaście lat później ukazała się jej kontynuacja (dwa kolejne tomy). 


16 sierpnia 2015

"Wszystkiemu winien sierpień"

Zdjęcie moje


Rok temu zamieściłam poniższy wpis. Uwielbiam przywołany w nim cytat, dlatego powtórzę go na swoim blogu.

 Barbara Wachowicz w Bohaterkach powstańczej Warszawy (wspaniała książka, do której lubię wracać) przytoczyła fragment listu Krystyny Wańkowiczówny z 17 sierpnia 1941 roku, jaki napisała do swojej siostry, zwanej w rodzinie Tili lub Tiluszkiem. Pisarka przedstawia okoliczności powstania tego listu i jego późniejsze losy. Krystyna opisuje w nim chwilę, kiedy zdołała uciec od domowych obowiązków i przysiąść na łące w Puszczy Kampinoskiej. Autor Ziela na kraterze otrzymał kopię tego listu od Tili po wojnie, nadał impresji tytuł Polski sierpień i dopisał "Jakie to piękne".




Wszystkiemu winien sierpień. Pyszny miesiąc. Jarzębiny są już dawno czerwone, a przedwczoraj, na Zielną, na wsi tam pewnie oni pojechali do Olchowca na mszę z bukietami kwiatowo-kłosowo-owocowo-jarzynowymi. I ścierniska na święcickim gaju są najlepsze do galopów, podorywki jeszcze pewno nie zaczęte. W sierpniu upały są najbardziej nasycone i w żadnym innym miesiącu tak głębokie i wilgotne cienie nie leżą pod drzewami w suche, gorące dni. I żadne inne noce nie mają takiego ciemnego nieba z lecącymi gwiazdami, ani ogórków z miodem, ani pierwszych jabłek, ani takich niebieskich zmierzchów. [...]
Każdego roku o tej porze, kiedy zwoziło się ostatnie zgraby ze ściernisk [...] serce ściskało się strasznym żalem za końcem wakacji. [...] Dlatego lubię sierpień, że w żadnym innym miesiącu nie ma takiego natężenia radości dojrzałego, pełnego lata, i tak intensywnego smutku lata przełamującego się ku jesieni.






Krystyna Wańkowicz, cyt za: B. Wachowicz, Bohaterki Powstańczej Warszawy. Musimy być mocne i jasne, Muza, Warszawa 2014, s. 187-188 [o książce pisałam TUTAJ i TUTAJ]