Świadectwo półwiecznej i dozgonnej przyjaźni, niezwykle ciekawe
dzieje krakowskiego „Tygodnika Powszechnego” oraz imponującej i
niestrudzonej działalności jego redaktora naczelnego w czasach PRL,
słowniczek uroczych neologizmów, tworzonych przez korespondentów
będących poliglotami, galeria portretów najważniejszych polskich
twórców, pochwała życia rodzinnego oraz przykład pięknej epistolografii
(sztuki dziś zapomnianej), jak również ukryta w aluzjach historia Polski
w latach 1950-1998 − to najważniejsze, ale nie jedyne walory
korespondencji Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego z małżeństwem
Turowiczów, zebranej w tomie zatytułowanym Wspólna obecność a opublikowanej nakładem krakowskiego wydawnictwa A5.
Pokaźny tom otwiera poruszający list Julii Hartwig z 10 lipca 1950
roku, zaadresowany do nieznanego jej wtedy osobiście Jerzego Turowicza, w
którym poetka prosi redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” o
położenie kwiatów na grobie jej niedoszłego męża, Ksawerego
Prószyńskiego, pochowanego na krakowskim cmentarzu Rakowickim.
Prószyński zginął miesiąc wcześniej w wypadku samochodowym na terenie
RFN, jadąc z Hagi do narzeczonej. Jerzy Turowicz poznał Prószyńskiego
przed II wojną światową, a w 1945 roku zaproponował pisarzowi współpracę
z „Tygodnikiem...”. Nie mniej wzruszające są kolejne listy pisane przez
Julię Hartwig w tym trudnym dla niej czasie po stracie narzeczonego. W
drugim liście, dziękując Turowiczowi za spełnienie prośby, dzieli się
ona bólem i refleksją na tematy ostateczne: Kiedy przychodzi się zwrócić
do tych, co odeszli, potrafimy przywołać tylko ich dotykalne
wspomnienie, ale co dalej, co dziś, w tej chwili, gdy ich już nie ma -
pyta poetka. Zauważa też, że kiedy wszystko obsuwa się spod nóg, ludzie
systematycznie wierzący wydają się godni zazdrości.
Piękna jest
odpowiedź katolika Jerzego Turowicza na rozterki młodej kobiety,
osamotnionej w wyniku nagłej śmierci najbliższej osoby. Naprawdę warto
ją przeczytać i wracać do niej, bo samotność jest wpisana w ludzkie
doświadczenie. Pisze Pani, że ludzie wierzący są godni zazdrości.
Oczywiście, że są godni zazdrości, choć może nie jest zawsze rzeczą
łatwą być chrześcijaninem. Właśnie dlatego, że jesteśmy źli i mali, i
właśnie dlatego że być chrześcijaninem to jest przede wszystkim
olbrzymia odpowiedzialność – stwierdził Turowicz.