4 września 2015

Styl czechowowski na przykładzie "Wiśniowego sadu"

Na przełomie XIX i XX stulecia europejska szlachta straciła swoją dawną kluczową rolę na polu kultury. Z literatury zaczęły znikać motywy szlacheckie. Utrzymały się jeszcze w historiach Antoniego Czechowa (1860-1904) o zmierzchu rosyjskiej szlachty wiejskiej.

Wiśniowy sad ma charakter melancholijny. Ukazuje pustkę prowincjonalnej wegetacji garstki ziemiaństwa, symbolizującej duchowy kryzys Rosji. Jest tylko błoto, podłość, azjatyzm, jak stwierdzi jeden z bohaterów dramatu. Później doda:

Bawimy się w filozofię, narzekamy na tęskne życie albo pijemy wódkę. A przecież sprawa jest taka jasna. Ażeby rozpocząć nowe życie, trzeba odpokutować za naszą przeszłość, załatwić się z nią radykalnie, a odpokutować można tylko cierpieniem, tylko bohaterskim, nieprzerwanym trudem.

Maj. Trwają przygotowania do powrotu z Paryża dziedziczki i właścicielki wiśniowego sadu, Luby Raniewskiej, po pięcioletniej nieobecności. Luba ma za sobą ciężkie przeżycia. Sześć lat temu straciła męża, a miesiąc później synka, który utonął. Wyjechała, aby uciec od męża i zapomnieć o bolesnej przeszłości, ale ona ją stale dogania. W trakcie pobytu zagranicą majątek ziemski, który już wcześniej był źle zarządzany zarówno przez Raniewską, jak i przez jej wiecznie pijanego męża, popadł w jeszcze większe długi. Bratu Luby, Leonidowi Gajewowi, nie udało się uratować dworku wraz z wiśniowym sadem. Majątek czeka licytacja. Ten moment staje się trudną próbą charakterów, nie tylko dla dziedziczki, ale także dla jej nastoletniej córki Ani, wychowanki Basi oraz brata. Raniewska nie chce słyszeć o projekcie kupca polegającym na rozparcelowaniu ziemi na letniska i oddaniu w dzierżawę. Nie potrafi zresztą podjąć żadnej wiążącej decyzji. Oddaje się tylko wspomnieniom i "narzeka na tęskne życie", bieg wydarzeń oddając losowi. Ostatecznie majątek zostanie kupiony przez Łopachina, którego dziadek i ojciec byli w systemie pańszczyźnianym niewolnikami. Takich osób nawet do kuchni nie wpuszczano. Mieszkańcy dworku otoczonego wiśniowym sadem muszą opuścić miejsce, do którego tak przyrośli i z którym tak bardzo zazębiły się ich losy.

Postacie są mało krwiste, tajemnicze wręcz, a wątków jest niewiele. Akcja toczy się powoli i pozbawiona jest gwałtownych zwrotów. W dramacie Czechowa pozornie „nic” się nie dzieje, pisarz jedynie sygnalizuje związki między bohaterami, ograniczając się do tworzenia nastroju i rezygnując z widowiskowych sytuacji. Nawet przeżycia bohaterów ujawnia mimochodem, tylko je sugeruje - rzeczywiste konflikty rozgrywają się w milczeniu, w podtekście, nie są wprost wypowiedziane. Pisarz nie zapomina także o komediowym łagodzeniu dramatycznych spięć. Bohaterowie nie obnoszą się ze swoim bólem, chcą żyć pełną piersią, śmiać się, cieszyć każdą chwilą. Miewają jednak momenty słabości, a nawet wykazują irytującą bierność, tak jak Luba Raniewska czy "wieczny student" Trofimow. Symbolizują oni typowego Rosjanina, który nie zastanawia się nad celem i sensem życia? Łopachin powie: A ilu jest u nas w Rosji ludzi, którzy nie wiedzą po co żyją.

Dbałość o detale, lapidarność, delikatne budowanie kosmosu wewnętrznego niemal wszystkich postaci, łączenie metafory i naturalistycznego szczegółu — to są zapewne tajemnice warsztatu dramaturga, które sprawiły, że styl czechowowski zachował swoją odrębność i niepowtarzalność, a jego dramaty królują na scenach całego świata.


3 września 2015

Józef Antoni Beaupré − krzemieniecki lekarz, „osobisty rodziny Słowackich przyjaciel”, zesłaniec

Źródło: Polona.pl





Położony w malowniczym rozległym jarze, otoczony siedmioma stromymi wzgórzami Krzemieniec… Miasteczko to zachwycało wyjątkową urodą zarówno w czasach Gimnazjum i Liceum Krzemienieckiego, jak i w okresie międzywojennym. W 1803 roku Krzemieniec przekroczył liczbę zaledwie sześciu tysięcy mieszkańców. Powstanie w 1805 roku, z inicjatywy Hugona Kołłątaja i Tadeusza Czackiego, wyjątkowej szkoły wyrwało Krzemieniec z marazmu i drzemki, w jakie popadło miasteczko u progu XIX stulecia.

W latach 1819−1823 Krzemieniec wyraźnie okrzepł, o czym zaświadczają słowa rozkochanego w nim pamiętnikarza, Franciszka Kowalskiego:

Ulice otaczające gmachy liceum i ogród ozdobione były pięknymi domami; niektóre wyglądały jak pałacyki zamieszkałe przez majętne z różnych stron rodziny, osiadłe dla wychowania swych dzieci. Pomiędzy nimi był piękny własny dom Czackiego i szefa Drzewieckiego. Ludność miejscowa i przyjezdna sprawiała wesoły ruch w mieście, które w epoce mego pobytu podniosło się do niepospolitej zamożności, […] a głośne zabawy, zjazdy na karnawał gości z całego prawie Wołynia i Podola, bale, koncert rożnych przyjezdnych artystów, ubiory, stroje, powozy itp., dały powód niektórym do nazwania Krzemieńca małym Paryżem.



Krzemieniec miał nieodpartą siłę przyciągania. W „małym Paryżu” zamieszkało wielu cudzoziemców z pochodzenia, a Polaków z wyboru. Krzemieniecki lekarz, Józef Antoni Beaupré, czuł się Polakiem i jako patriota doświadczył zsyłki dwukrotnie. To jego ojciec, konfederat barski, Francuz, który przybył do Polski w 1760 roku, wybrał sobie tę ojczyznę.




1 września 2015

"Ziele na kraterze". Książka "dla tych, którzy mieli dzieci, i dla tych, którzy byli dziećmi"



Recenzja w rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, ku pamięci polskich żołnierzy walczących na wszystkich frontach i tych, którzy po zdradzie aliantów nie złożyli broni i do końca walczyli o wolną Polskę w latach 1944-1963, ku pamięci obywateli Rzeczypospolitej pomordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach, w Katyniu i Palmirach, w Piaśnicy, Ponarach, na Łukiszkach i tysiącach miejsc kaźni, gdzie ginęli Polacy tylko dlatego, że byli Polakami, a także ku pamięci powstańców warszawskich, w tym Krystyny Wańkowiczówny ps. Anna

Więc napiszę dla tej Anny-Krystyny książkę o Tobie i o Domeczku, w którym rosłaś - jakbym w dłonie wziął ciepły kłębuszek życia i niósł między szare mury drapaczy w ten doskonale zorganizowany straszny świat. […] Ta książka będzie z uśmiechów, wzruszeń; przypomnień - o życiu Twoim i jej matki. Niech w jej życiu, obskoczonym przez nie wiem jakie radary, helikoptery, telewizje, atomy, sączy się z dna istnienia zapach tych lat, z których wyszła Twoja szukająca, chłonna, nieukojona dusza, paląca się jak płomień na wietrze.


Żyjesz, Krysiuniu. Żyjesz i żyć będziesz.


(Melchior Wańkowicz, Epilog i Prolog. List do Krysi [w:] Ziele na kraterze, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 431)







Tę wzruszającą opowieść o osobistej stracie związanej z Powstaniem Warszawskim napisał Melchior Wańkowicz w Stanach Zjednoczonych, gdzie przebywał od 1949 roku. Wspomnienia ukazały się w Nowym Jorku dwa lata później. Miały odtąd siedemnaście wydań i stały się najchętniej czytaną książkę napisaną przez „ostatniego, co tak piórem wodził”. W 1957 roku czytelnicy „Życia Warszawy” uznali Ziele na kraterze za najlepszą publikację opowiadającą o okupacji i powstańczej stolicy. Wiele rodzin przetrzebionych przez wojnę odnajdywało na stronicach dzieła swoje losy i przeżycia. Aleksander Małachowski ochrzcił Ziele na kraterze mianem „elegii na śmierć córki”.



Współczesne polskie matki i ojcowie, szczęśliwie żyjący w czasach pokoju, mogą w tej książce zobaczyć siebie w radości i trudzie budowania ogniska domowego, wychowywania dzieci, organizowania dnia codziennego, wspólnego bytowania, śmiania się, podróżowania i walczenia z przeciwnościami. Książka opowiada również o różnych barwach dzieciństwa. Na taki trop odczytywania Ziela na kraterze naprowadza wielokrotnie sam pisarz:



Przecież ta książka jest dla mamuś i dla tych, którzy mieli dzieci, i dla tych, którzy byli dziećmi. Ta książka jest po to, żeby złożyli samotne ręce stwardniałe od pracy i przypomnień. Ta książka przeprasza, że co pewien czas rozdzierają się jej pogodne na razie karty.



Dzieło to przepajają polskość, smak życia, duch przygody i szczęście rodzinne. Każda literka napęczniała jest sercem oraz dobrego gatunku sentymentem. Z każdej stronicy „sączy się miodopłynna mądrość”.