Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alice Munro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alice Munro. Pokaż wszystkie posty

28 grudnia 2011

Literackie szkatułki


Ale w życiu, do którego właśnie wkraczała, mogło nie być nikogo, na kogo mogłaby się obrażać, kto by cokolwiek jej zawdzięczał, kto w ogóle poczułby się kiedyś nagrodzony czy ukarany, czy w jakikolwiek sposób dotknięty jej postępowaniem. Jej uczucia mogłyby stracić jakiekolwiek znaczenie dla kogokolwiek poza nią, a przecież nadal będą się w niej gotować, ściskając serce i dławiąc w gardle.


Gdy czytam opowiadania Alice Munro, mam zawsze nieodparte wrażenie, że są one jak eleganckie szkatułki, w których przechowujemy drogie nam małe przedmioty i kryjące się za nimi tajemnice. Nowele kanadyjskiej pisarki, coraz częściej tłumaczone na język polski, to skarbnice uczuć, spojrzeń i gestów, naprędce podjętych decyzji czy nic nieznaczących – jak zdawałoby się – zdarzeń. Do czytelnika, a może należałoby powiedzieć czytelniczki, przemawiają szczegóły: list, gest, deszcz, słowo, szklanka... Kolejny tom opowiadań ukazujący się w Polsce, już czwarty, a w Kanadzie opublikowany w 2001 roku, to swoiste misterne puzderko na drobiazgi, z których pisarka komponuje przenikliwy obraz relacji międzyludzkich oraz uczuć determinujących kobiece wybory i życie

27 listopada 2011

Sposób na spędzenie jesieni życia według Alice Munro

[…] mija pełnia lata, czas otwiera swe podwoje, gotów, by znowu w nie przyjąć drobne sprzeczki i błahostki. Dni tracą swe ostre krawędzie, znika poczucie fatum, które brzęczało nam w żyłach jak rój drobnych nieustępliwych owadów.
Następuje powrót do stanu, w którym nikt nam nie obiecuje wielkich zmian, poza zmianą pory roku. Jakieś niedopracowanie, niedbałość, nawet sporadyczna nuda zawisają ponownie w przestworzu ziemi i nieba.
Alice Munro

Zaczynam od dosłownego przytoczenia fragmentu jednego z opowiadań. Dlaczego? Otóż Alice Munro należy cytować, bo cytat lepiej niż opis odda szlachetną spontaniczność jej prozy („New York Times”). Trudno się z tym nie zgodzić. Zastanawiam się nawet, czy jest sens pisania recenzji:). Może najlepiej byłoby tylko zacytować parę akapitów, aby przekonać Was, że warto sięgnąć po jej książki?
Na wolno upływające jesienne wieczory najlepsze są spokojne i eleganckie opowiadania Alice Munro. Jej proza jest niezwykle wyciszająca, co wcale nie oznacza, że nie może czytelnika wprawić w zdumienie. Zebrane w tomie zatytułowanym Widok z Castle Rock, układają się w sagę rodzinną, ale dla mnie są to opowieści przede wszystkim o przemijaniu. Kiedy wraz z pisarką poznajemy losy jej praprzodków, mimowolnie pojawiają się refleksje o upływie czasu, choćby wtedy, gdy czyta się powyżej przytoczone słowa. Są te opowieści, jak podkreśla w przedmowie Munro, literacką fikcją osnutą na kanwie prawdziwych wydarzeń. Zatem przeplatają się w nich wyobraźnia i mity z życiową prawdą.
Oprócz znanych z poprzednich tomów (Uciekinierka i Zbyt wiele szczęścia) wątków, takich jak relacje rodzicielskie i małżeńskie, szukanie swojego miejsca w życiu, w autobiograficznych opowieściach kanadyjska pisarka porusza motyw więzi międzypokoleniowej, czyli łączności zmarłych z żywymi czy żywych ze zmarłymi.  
Dzieje rodzinne pisarki zaczynają się pod koniec XVIII wieku w kraju odległym od miejsca jej dorastania, gdyż w Szkocji, a kończą w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy sześćdziesięcioletnia bohaterka wraz z mężem przemierza okolice kanadyjskiej prowincji Ontario, aby odkrywać ślady pradawnych wydarzeń oraz rodzinnych historii i anegdot. Wraca wtedy do krainy, w której spędziła młodość. Przemierza ścieżki starych cmentarzy, odwiedza kościoły i rozmawia z miejscowymi ludźmi dobrze znającymi historię okolic. Ku swojemu zdumieniu spotyka wtedy kogoś, kto pamiętał jej ojca, i miejsce, gdzie pracowali jej rodzice. W jednej chwili napływają wspomnienia…

Te pełne magii opowieści scalają teraźniejszość z przeszłością. Mogą być wspaniałą inspiracją do zainteresowania się gałęziami swojej rodziny i własnego rozgrzebywania przeszłości. Tak! Tak! Według Munro najodpowiedniejszym ku temu okresem życia jest wiek podeszły, „kiedy kończą się nasze perspektywy na przyszłość  i nie potrafimy sobie wyobrazić (czasem nie możemy w nią uwierzyć) przyszłości naszych dzieci”. Pisarka podsuwa nam zatem propozycję spędzenia emerytury na poznawaniu genealogii swojej rodziny i podróżowaniu po miejscach naszego zakorzenienia. I choć pewnie większość z nas, młodych, nie myśli jeszcze o tym okresie ludzkiej egzystencji, to jednak, kiedy nadejdzie ten czas, jak Bóg da, być może przypomnimy sobie te opowiadania i wyruszymy w drogę śladami naszych przodków?


Alice Munro, Widok z Castle Rock, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

PS. Ten obrazek (trochę wycięty), który widać na zdjęciu obok  lustra moich książek, przedstawiający domek i drzewa, jest wyszywany przez mamę mojej przyjaciółki. Potrafi ona wyszywać jeszcze większe cuda:)

26 listopada 2011

"Uciekinierka", "Minotaur" oraz inne książki warte przeczytania

A teraz zamilknę na jakiś czas, aby dokończyć lekturę autobiograficznych opowiadań Alice Munro... Zatem zaszyję się w moim antykwariacie;) Tymczasem zapraszam do lektury moich recenzji opublikowanych na granice.pl:

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2352,Wojna%20Klary:

„Działy się piękne rzeczy w nieludzkich warunkach" - te słowa zmarłego niedawno Marka Edelmana, wypowiedziane podczas warszawskiej promocji jego ostatniej książki pt. I była miłość w getcie, mogłyby być znakomitym mottem książki Wojna Clary. Prawdziwa historia cudownego ocalenia z Holokaustu. Oparta na dziecięcym pamiętniku historia spisana przez Clarę Cramer, żydówkę polskiego pochodzenia, obecnie przewodniczącą fundacji Holocaust Resource Foundation (we współpracy ze Stephenem Glantzem), to zarazem pełne grozy i nadziei świadectwo o czasie ciemnej nocy Zagłady Żydów, o tym, że ekstremalne sytuacje wyzwalały w ludziach skrajne emocje: od szlachetnych uczuć i gestów po zdradę i nienawiść.W czasie drugiej wojny światowej dorastająca Clara mieszkała z rodziną w Żółkwi - odległej zaledwie 35 kilometrów od Lwowa. Po wybuchu wojny do miasteczka wkroczyli radzieccy żołnierze. Pod okupacją Sowietów jej rodziny nie opuszczał lęk przed wywózką na Sybir. Po ataku Hitlera na Związek Radziecki i wkroczeniu jego wojsk do Żółkwi pojawił się inny lęk - przed represjami, wywózkami do obozów bądź getta. Dla zrozpaczonych Żydów jedynym sposobem na ocalenie staje się kryjówka pod domem volkdesutscha Becka - pijaka, mizantropa, kobieciarza oraz zdeklarowanego antysemity! Bunkier był kwadratem trzy na trzy metry i miał wysokość półtora metra. W tym schronie, dusząc się w ciemnościach i odczuwając ciągły strach przed dekonspiracją, będzie mieszkać przez prawie dwa lata początkowo 11, a potem 18 Żydów! Przez cały ten czas ich los będzie w rękach gardzącego wszelkimi autorytetami oraz pełnego sprzeczności mężczyzny i jego pracowitej żony. „Każdy, kto musiał ukrywać 18 Żydów, musiał być szalony, butny, arogancki i pewny siebie" - jak napisała Kramer.
    Z inicjatywy matki nastoletnia Clara będzie w tej kryjówce pisała dziennik jedną niebieską kredką, którą podarował jej Beck. Mało brakowało, aby ten pamiętnik - będący historią zagłady żółkiewskich Żydów (z pięciu tysięcy zostało pięćdziesięciu) i cudownego ocalenia - nie został po wojnie zniszczony przez jej autorkę podczas nielegalnej ucieczki wraz rodziną do Palestyny!
     Losy garstki Żydów zgromadzonych w podziemnym bunkrze czytelnik poznaje zatem oczami dziecka. Dziewczynka doświadcza nie tylko głodu, obezwładniającego strachu i straty siostrzyczki - Manii, lecz także miłości oraz międzyludzkiej solidarności. Razem z nią przeżywamy zarówno pełne dramatyzmu sytuacje, np. kiedy w pobliżu domu z kryjówką wybucha pożar, albo lęk przed demaskacją, gdy tuż nad schronem mieszkają esesmani, jak i piękne chwile, np. wieczerzę wigilijną, na którą zaprosili Żydów ukrywający ich państwo Beckowie, czy świętą dla nich noc Jom Kippur. Przebywający w ciasnej kryjówce nadzieję i siłę czerpali od Becka, który wraz z żoną i córką nie tylko codziennie ryzykował dla nich życie, lecz także dzielił z nimi ból i niemy płacz. Poświęcenie tego mężczyzny nie miało granic - jego dobroć i odwaga były poddawane ciągłej próbie. Codziennie dostarczał im jedzenie i ich chronił. W sytuacji, gdy na zewnątrz szalała woja, a miliony ludzi wyrzekały się wszystkiego, w co wierzyli, byle tylko pozostać przy życiu, ile osób zachowywało się tak jak Beck?" - zastanawia się Clara Kramer. Ten Niemiec i antysemita okazał się zaskakująco hojnym i prawym człowiekiem.
   Ocalona z Holokaustu autorka określiła swoich wybawców jako jednych z 36 sprawiedliwych, „przez wzgląd których Bóg nie zniszczył wszechświata". Po ponad sześćdziesięciu latach od wyjścia z kryjówki wyznała również: Wszystko, czego nauczyłam się o miłości, honorze i odwadze, nauczyłam się od nich".

    Napisana żywym językiem książka opowiada o tym, że w czasie wojennego koszmaru, kiedy bliscy przebywających w bunkrze Żydów szli na śmierć, największym z cudów była miłość bliźniego. To przejmująca historia nie tylko cudu ocalenia, lecz także solidarności, walki o godność narodu żydowskiego oraz miłość, która często rodzi się w sytuacji zagrożenia, o czym przypominał Marek Edelman w ostatnich latach swojego życia. Świadectwo Clary Cramer również podkreślę tę prawdę, że najprostsze i najszlachetniejsze gesty i emocje powstają pod presją ciężkich czasów. Książka dotyka także problemu haniebnej postawy Polaków wobec Zagłady, m.in. sprzedawania Niemcom informacji o ukrywających się Żydach (siostra Clary została sprzedana za kilka litrów wódki) oraz symbiozy społeczności polsko-żydowskiej. Przede wszystkim jednak jest to trzymająca w napięciu i szczera opowieść o tym, że „działy się piękne rzeczy w nieludzkich warunkach", że w ekstremalnych sytuacjach, gdy szaleje nienawiść, można kochać i być, tak jak Beck, solidarnym człowiekiem.
     Książka przypomina też okrutną prawdę - że człowiek człowiekowi zgotował taki los. Dziś w Żółkwi nie ma ani jednego Żyda, który mógłby odmówić kadisz przy stojącym na miejscu masowych grobów pomniku ocalałych.