14 marca 2012

Wywiad z izraelską pisarką urodzoną w Krakowie

Wczoraj w najnowszym tygodniku "Uważam Rze" przeczytałam przejmujący wywiad przeprowadzony przez Piotra Zychowicza z izraelską pisarką Miriam Akawią, pracującą dziś w komisji  Yad Vashem przyznającej tytuły Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Odpowiada w niej za rozpatrywanie wniosków z Polski. Urodziła się w 1927 roku w Krakowie. Podczas okupacji niemieckiej  znalazła się w krakowskim getcie, później więziono ją w obozie Płaszowie, w KL Auschwitz oraz w Bergen-Belsen. Po wojnie wyjechała do Izraela. Napisała kilka powieści i zbiorów opowiadań. Przetłumaczono je na wiele języków, włącznie z polskim. Na polski sama tłumaczy siebie z hebrajskiego. Jest autorką m.in. Mojej winnicy,  którą chciałabym koniecznie przeczytać!
Swego czasu jeden ze swoich felietonów, które pisała dla „Przekroju” (dziś to pismo podupadło całkowicie), poświęciła jej Dorota Terakowska. Można go przeczytać tutaj.


11 marca 2012

Irlandzki noblista uwięziony na Wawelu

Zdjęcie zapożyczyłam ze strony wydawnictwa Znak
PONIEDZIAŁKI Z ANEGDOTĄ


Postanowiliśmy, że Marie i Seamus Heaneyowie tym razem mieszkać będą prawdziwie po królewsku i udało nam się wynająć dla nich na Wawelu apartament zajmowany niegdyś przez przez generała de Gaulle’a, dla którego ze względu na niecodzienny wzrost wykonano specjalnych rozmiarów łoże. Spuściłem Heaneyów z oka na kilka godzin przed wieczornym występem, powierzając opiekę Adamowi Szostkiewiczowi, który był odpowiedzialny za doprowadzenie ich na czas do Dominikanów. Mija 17.00, publiczność wypełnia już szczelnie krużganki, a Heaneyów ani widu, ani słychu. Zdenerwowany trafiam w tłumie na Adama, który zeznaje, iż Seamus zwolnił go z obowiązków opiekuna, stwierdzając, że poradzą sobie  i sami trafią do Dominikanów. Mijają kolejne nerwowe minuty. Dobrze już po 17. widzę przeciskających się przez tłum Marie i Seamusa. Jego oczy ciskają gromy. Pierwszy raz widzę go tak wściekłego. Przerażony pytam, co się stało. [...] Okazało się, że do apartamentu de Gaulle’a wchodzi się osobną klatką schodową, która po południu została zamknięta. Królewska rezydencja stała się pułapką. Zdenerwowani Heaneyowie, sami w ogromnym gmachu, nie mogąc się w żaden sposób wydostać, nie mając także skąd zadzwonić (nie było jeszcze telefonów komórkowych!), wzywali pomocy przez okno. Nieliczni przechodnie przemierzający dziedziniec wawelski ze zdziwieniem przyglądali się facetowi wykrzykującemu coś w obcym narzeczu z okna na wysokim drugim piętrze. Na szczęście ktoś wreszcie zorientował się, o co chodzi, i sprowadził pomoc.

J. Illg, mój znak. o noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach, Znak, Kraków 2009, s. 212-213.