11 marca 2012

Irlandzki noblista uwięziony na Wawelu

Zdjęcie zapożyczyłam ze strony wydawnictwa Znak
PONIEDZIAŁKI Z ANEGDOTĄ


Postanowiliśmy, że Marie i Seamus Heaneyowie tym razem mieszkać będą prawdziwie po królewsku i udało nam się wynająć dla nich na Wawelu apartament zajmowany niegdyś przez przez generała de Gaulle’a, dla którego ze względu na niecodzienny wzrost wykonano specjalnych rozmiarów łoże. Spuściłem Heaneyów z oka na kilka godzin przed wieczornym występem, powierzając opiekę Adamowi Szostkiewiczowi, który był odpowiedzialny za doprowadzenie ich na czas do Dominikanów. Mija 17.00, publiczność wypełnia już szczelnie krużganki, a Heaneyów ani widu, ani słychu. Zdenerwowany trafiam w tłumie na Adama, który zeznaje, iż Seamus zwolnił go z obowiązków opiekuna, stwierdzając, że poradzą sobie  i sami trafią do Dominikanów. Mijają kolejne nerwowe minuty. Dobrze już po 17. widzę przeciskających się przez tłum Marie i Seamusa. Jego oczy ciskają gromy. Pierwszy raz widzę go tak wściekłego. Przerażony pytam, co się stało. [...] Okazało się, że do apartamentu de Gaulle’a wchodzi się osobną klatką schodową, która po południu została zamknięta. Królewska rezydencja stała się pułapką. Zdenerwowani Heaneyowie, sami w ogromnym gmachu, nie mogąc się w żaden sposób wydostać, nie mając także skąd zadzwonić (nie było jeszcze telefonów komórkowych!), wzywali pomocy przez okno. Nieliczni przechodnie przemierzający dziedziniec wawelski ze zdziwieniem przyglądali się facetowi wykrzykującemu coś w obcym narzeczu z okna na wysokim drugim piętrze. Na szczęście ktoś wreszcie zorientował się, o co chodzi, i sprowadził pomoc.

J. Illg, mój znak. o noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach, Znak, Kraków 2009, s. 212-213.


4 komentarze:

  1. Bardzo fajna anegdota, oczywiście dla tych co ją czytają, bo z pewnością nie dla jej bohaterów. Książka sądząc po tytule musi być niezwykle interesująca. Czy kiedyś przeczytamy jej recenzję? Szykuje się też niezły cykl anegdot z pisarzami w roli głównej:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tę książkę Jerzego Illga przeczytałam jednym tchem dwa lata temu, ale wciąż do niej wracam, ponieważ jest olbrzymią kopalnią anegdot o literackim Krakowie. Postaram się napisać recenzję o tej książce, jak tylko uporam się z coraz większymi zaległościami lekturowymi.:)

      Usuń
  2. Cóż za historia :) A książka, już o tym jestem przekonana, będzie dla mnie wspaniałą lekturą. Wyobrażam sobie, ile anegdot i literackich smaczków musi w niej być... Myślę, że nawet opowieść Jerzego Illga o krakowskich obchodach Roku Miłosza byłaby świetna - był prawdziwą "szarą eminencją" wszelkich uroczystości ;) O ile szara eminencja i jaskrawoczerwona marynarka jakoś ze sobą konweniują ;)

    Dziękuję Ci za odwiedziny u mnie - dzięki temu odkryłam ponownie Twój blog (kiedyś znaleziony i zagubiony). Już mi nie zginie, dodałam do czytanych.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miłoszowi Illg sporo miejsca poświęcił, wiele pysznych anegdot. Może niektórymi podzielę się na blogu.

    Ważne, że odzyskałaś zgubę;)

    Twój blog o Krakowie uwielbiam:)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.