Zdjęcie zapożyczyłam ze strony wydawnictwa Znak |
PONIEDZIAŁKI Z ANEGDOTĄ
Postanowiliśmy,
że Marie i Seamus Heaneyowie tym razem mieszkać będą prawdziwie po królewsku i
udało nam się wynająć dla nich na Wawelu apartament zajmowany niegdyś przez przez
generała de Gaulle’a, dla którego ze względu na niecodzienny wzrost wykonano
specjalnych rozmiarów łoże. Spuściłem Heaneyów z oka na kilka godzin przed
wieczornym występem, powierzając opiekę Adamowi Szostkiewiczowi, który był
odpowiedzialny za doprowadzenie ich na czas do Dominikanów. Mija 17.00,
publiczność wypełnia już szczelnie krużganki, a Heaneyów ani widu, ani słychu.
Zdenerwowany trafiam w tłumie na Adama, który zeznaje, iż Seamus zwolnił go z
obowiązków opiekuna, stwierdzając, że poradzą sobie
i sami trafią do Dominikanów. Mijają kolejne nerwowe minuty. Dobrze już
po 17. widzę przeciskających się przez tłum Marie i Seamusa. Jego oczy ciskają
gromy. Pierwszy raz widzę go tak wściekłego. Przerażony pytam, co się stało. [...] Okazało się, że do apartamentu
de Gaulle’a wchodzi się osobną klatką schodową, która po południu została
zamknięta. Królewska rezydencja stała się pułapką. Zdenerwowani Heaneyowie,
sami w ogromnym gmachu, nie mogąc się w żaden sposób wydostać, nie mając także
skąd zadzwonić (nie było jeszcze telefonów komórkowych!), wzywali pomocy przez
okno. Nieliczni przechodnie przemierzający dziedziniec wawelski ze zdziwieniem
przyglądali się facetowi wykrzykującemu coś w obcym narzeczu z okna na wysokim
drugim piętrze. Na szczęście ktoś wreszcie zorientował się, o co chodzi, i
sprowadził pomoc.
J. Illg, mój
znak. o noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach, Znak,
Kraków 2009, s. 212-213.
Bardzo fajna anegdota, oczywiście dla tych co ją czytają, bo z pewnością nie dla jej bohaterów. Książka sądząc po tytule musi być niezwykle interesująca. Czy kiedyś przeczytamy jej recenzję? Szykuje się też niezły cykl anegdot z pisarzami w roli głównej:))
OdpowiedzUsuńTę książkę Jerzego Illga przeczytałam jednym tchem dwa lata temu, ale wciąż do niej wracam, ponieważ jest olbrzymią kopalnią anegdot o literackim Krakowie. Postaram się napisać recenzję o tej książce, jak tylko uporam się z coraz większymi zaległościami lekturowymi.:)
UsuńCóż za historia :) A książka, już o tym jestem przekonana, będzie dla mnie wspaniałą lekturą. Wyobrażam sobie, ile anegdot i literackich smaczków musi w niej być... Myślę, że nawet opowieść Jerzego Illga o krakowskich obchodach Roku Miłosza byłaby świetna - był prawdziwą "szarą eminencją" wszelkich uroczystości ;) O ile szara eminencja i jaskrawoczerwona marynarka jakoś ze sobą konweniują ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za odwiedziny u mnie - dzięki temu odkryłam ponownie Twój blog (kiedyś znaleziony i zagubiony). Już mi nie zginie, dodałam do czytanych.
Serdeczności :)
Miłoszowi Illg sporo miejsca poświęcił, wiele pysznych anegdot. Może niektórymi podzielę się na blogu.
OdpowiedzUsuńWażne, że odzyskałaś zgubę;)
Twój blog o Krakowie uwielbiam:)