Jak się miewasz tato?
No więc muszę powiedzieć, miewam się dobrze.
Aczkolwiek w cudzysłowie, bo nie jestem w stanie tego ocenić.
Co sądzisz o przemijaniu czasu?
Przemijaniu czasu? Czy mija szybko, czy
powoli, jest mi właściwie obojętne. Nie jestem w tych rzeczach wymagający.
Stary król na wygnaniu to kameralna i poruszająca
najczulsze struny wrażliwości i duszy opowieść o ludziach trzeciego wieku, jak
się dziś coraz powszechniej określa osoby starsze. Ponadto na niewielu stronach
austriacki pisarz zmieścił duży ładunek mądrości i optymizmu. I chociaż w tej
historii opowiadającej o człowieku dotkniętym chorobą Alzheimera jest dużo
tragizmu, to jednak uśmiech, a nawet śmiech wywoływały u mnie niektóre
fragmenty. Kafka głosił, że książka
powinna być siekierą na zamarznięte morze, które jest w nas. Minipowieść mieszkającego
w Wiedniu pisarza Arno Geigera można śmiało zaliczyć do tak oddziałujących na
czytelnika utworów, czyli kruszących skorupę, w jakiej często się zasklepiamy.
Tematyka
powieści koncentruje się wokół wypieranych ze świadomości przez współczesnych ludzi zagadnień, czyli starości i przemijania.
Narratorem jest pisarz, którego ojciec zmaga się z utratą pamięci. Syn,
obserwując i opiekując się coraz bardziej zniedołężniałym rodzicem, przeżywa
rozmaite stany: smutku, buntu, bezradności, ale i podziwu dla hartu ducha
chorego ojca, który jednak miewa przebłyski normalności i geniuszu. Jego niezrozumiałe,
obsesyjne zachowania wywołują popłoch w rodzinie, ale stopniowo zdołają
zapanować nad wyzwaniami, jakie niesie ze sobą bezlitosna choroba Azheimera.
Syn stara się jak najlepiej odczytywać sygnały, które mu wysyła „ojczulek” (jak
czule go nazywa), i zdaje sobie sprawę, iż ma mu znacznie więcej do przekazania
niż wtedy, gdy był zdrowy:
Przez długi czas borykaliśmy się z jego
zapominalstwem i utratą sprawności, teraz choroba zaczynała wydobywać z niego
nowe umiejętności. Zawsze był bardzo uczciwym człowiekiem, a teraz zaczął przed
nami rozwijać swój niezwykły talent do wymówek. […] Zmienił się jego sposób mówienia i naraz zaczął się wykazywać
spontaniczną elegancją, której przedtem nigdy u niego nie zauważyłem. W końcu
udało mu się wypracować własną spójną logikę, która była tak frapująca, że na
początku nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, dziwić czy płakać. […] Ojciec […] utyskiwał na swoją niemoc, skarżył się, że jest „głuptakiem”, ale
czasami mówił także” „Taki durny to ja nie jestem, żebym już tak zupełnie
niczego nie umiał”.
Dzięki choremu
ojcu syn doświadcza lekcji życia, dowiaduje się, że niekiedy wystarczy być i
trwać w miejscu, do którego skierował nas los (ojciec nie opuszczał rodzinnego
gniazda), i że trzeba być gotowym, gdy nadejdzie czas. Poznaje prawdy, których
nie ma w książkach i w wykładach uniwersyteckich. Choroba rodzica dała mu
niepowtarzalną szansę dostrzeżenia kruchości życia oraz wyjrzenia poza własną
banalność.
Stary król na wygnaniu to także pean na
cześć rodziny, której zjednoczenie w najcięższych chwilach pozwala przetrwać
wszystkie kaprysy losu. Piękna i mądra powieść!