16 marca 2013

Ostatnie podrygi zimy. Rzeszów

Niedawno pokazywałam wam Kraków w zimowej szacie. Dziś dla odmiany inne miasto. Stolica Podkarpacia została zasypana w piątek taką ilością śniegu, jakiej mieszkańcy Rzeszowa od dawna nie widzieli, przynajmniej  w tym sezonie. Zdjęcie wykonała moja przyjaciółka w czasie potężnej śnieżycy i... - jak mi donosi - trochę się zaziębiła z tego powodu. Zatem doceńcie, proszę, jej wysiłek. Zapraszam do obejrzenia galerii fotografii w jej wykonaniu. Prawda, że piękne?


Zamek w zimowej poświacie


Śnieżyca...



Najbardziej oblegana w stolicy Podkarpacia alejka spacerowa w trakcie piątkowego ataku zimy świeciła pustką


15 marca 2013

Herbert. Książę polskich poetów


Zbigniew Herbert

ZASYPIAMY W SŁOWACH

Zasypiamy na słowach
budzimy się w słowach

czasem są to łagodne
proste rzeczowniki
las albo okręt

odrywają się od nas
las odchodzi szybko
za linię horyzontu

okręt odpływa
bez śladu i przyczyny

niebezpieczne są słowa
 które wypadły z całości
urywki zdań sentencji
początki refrenu
zapomnianego hymnu

"zbawieni będą ci którzy..."
"pamiętaj abyś..."
lub "jak"
drobna i kłująca szpilka
co spajała
najpiękniejszą zgubioną
metaforę świata

trzeba śnić cierpliwie
w nadziei że treść się dopełni
że brakujące słowa
wejdą w kalekie zdania
i pewność na którą czekamy
zarzuci kotwicę


[...] W Krakowie najmocniej zaprzyjaźnił się z Leszkiem Elektorowiczem, z którym uczęszczał na wykłady Stanisława Pigonia, Stefana Szumana, Juliusza Kleinera, Władysława Konopczyńskiego i Adama Krzyżanowskiego. Spotykali się także w tajemniczo brzmiących Klubach: Logofagów („Pożeraczy słów”) oraz Zielonej Lampy (tę nazwę wymyślił Herbert jako prowokację w stronę poezji Gałczyńskiego, którego uważał za tandeciarza). Były to dyskusyjne kluby literackie, w trakcie których słuchano wybitnych literaturoznawców, czytano wiersze, dowcipkowano, dyskutowano o poezji, a spotykano się w różnych mieszkaniach, m.in. w salonie Zofii Starowiejskiej-Morstinowej. W tym okresie Zbigniew Herbert nazywany był przez przyjaciół „kangurkiem”, bo zawsze miał kieszenie wypchane książkami. [...]

Tym wierszem i cytatem zapraszam do lektury opublikowanego dziś granicach.pl wypominkowgo tekstu o Zbigniewie Herbercie. Przypominam w nim sylwetkę Księcia Poetów.  Zachęcam również do obejrzenia filmu Obywatel poeta


Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość i jak długo trwać będzie rozdarcie świata. Ale dopóki w jedną noc światła tej ziemi będą się pozdrawiały, nie cała chyba nadzieja jest pogrzebana.

Zbigniew Herbert, Holy Iona, czyli kartka z podróży („Zeszyty Literackie, 2002, nr 1)

11 marca 2013

Książka zarówno dla materialistów, jak i abnegatów



Przeżyć resztę życia w całkowicie nowych miejscach. Porzucić książki. Spalić wszystko zaczęte. Jechać do krajów, których mowy nigdy nie potrafimy się nauczyć. Strzec się wszelkich wyjaśnień. Milczeć, milczeć i oddychać, wdychać niepojęte. Bycie samemu jest tak ważne, że trzeba w tym celu wyszukiwać sobie wciąż nowe miejsca, gdyż człowiek wszędzie zbyt szybko się zagnieżdża. Najgroźniejsza zaś jest zgromadzona potęga książek... [...] od książek nie ma ucieczki, ich klątwa jest całkowita i nieodwołalna. Uciekniesz do lasu, spalisz bibliotekę, utracisz wzrok, ale dopóki będziesz miał pamięć, przeczytane książki będą szły za tobą jak najwierniejsza kochanka i nieubłagany kat...

Zdzisław Skrok, Książki [w:] tegoż, Wymowność rzeczy, Iskry, Warszawa 2012, s. 142.


Jeden z esejów Zdzisława Skroka zebranych w Wymowności rzeczy kończy się zacytowaniem słynnej Dezyderaty napisanej w 1927 roku przez amerykańskiego poetę i dramaturga Maxa Ehrmanna, który wzorował się na romantycznej poezji Whitmana i Emersona. Gdybyśmy jednak wyłuskali z tekstów polskiego archeologa garść podobnych refleksji i złotych myśli dających pocieszenie, otrzymalibyśmy znacznie wymowniejszą i piękniejszą Dezyderatę, na dodatek rodzimą. Warto zaznaczyć najlepsze cytaty z esejów Skroka, zebrać i sporządzić z nich swoisty dekalog człowieka XXI wieku, który zerwał ze światem ciszy i zapomniał, czym jest tak naprawdę życie. Wymowność rzeczy można bowiem potraktować (mam nadzieję, że autor się nie obrazi) jako skuteczny i kruszący skorupę, w jakiej się zasklepiamy, poradnik pt. Jak żyć oraz nie ulegać terrorowi rzeczy i cywilizacji.

Autor nie kreuje się na mędrca, jest tylko kimś, kto docenia urok przedmiotów wytworzonych przez człowieka oraz ich zbawienny lub zgubny wpływ na nasze wybory i losy. Archeolog niezwykle uwodzicielsko opowiada o niestrudzonych poszukiwaczach własnej ścieżki istnienia, tancerzach i wojownikach życia, o mistykach rowerowej jazdy, wojownikach zbieractwa patrzących na świat jak na królestwo, pustynnych zbieraczach czy pasterzach rzeczy. Wszystkie te określenia brzmią magicznie i przekonująco, zwłaszcza że Skrok przywołuje smakowite anegdoty na temat sławnych ludzi i ich doświadczeń związanych ze światem materii. Poruszające są ich ścieżki życia oraz zwycięstwa nad oporem lub niedostatkiem rzeczy. Świadectwo Józefa Szajny, który w KL Auschwitz spędził dwa tygodnie w „celi śmierci dla stojących” bez pożywienia i jakiegokolwiek kontaktu z rzeczami, jest jednym z najbardziej wstrząsających fragmentów niezwykłej książki Skroka. Autor podaje też mniej dramatyczne przykłady oddzielenia się od świata, całkowitego uwolnienia od ciała i materii, uwolnienia od rzeczy, a także jej docenienia jako narzędzia i medium warunkującego najbardziej podstawowe pragnienia. Teksty zamieszczone w książce oferują liczne niespodzianki. Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie jakże nietypowe i nowatorskie wręcz odczytanie Naszej szkapy Marii Konopnickiej. Poświęcony tej noweli esej Pasterze rzeczy może być nawet wspaniałą wskazówką dla nauczycieli języka polskiego.

Dla miłośników książek prawdziwą gratką jest opowieść o przypadkowym zawędrowaniu autora pod strzechy bieszczadzkiej chaty zamieszkałej przez byłego bibliotekarza, dla którego nałóg czytania okazał się w pewnym sensie zgubny, ale i zarazem ubogacający, bo zapamiętane lektury już na zawsze wyryją w jego umyśle i duszy swoje piętno. Miłośnicy jednośladów będą zaś zachwyceni swoistym peanem na cześć „stalowych rumaków”. Skrok wylicza mnóstwo korzyści wynikających z jego zasiadania, ilustrując je wspaniałymi opisami eskapad chwalców praktyki i mistyków rowerowania, takich jak Bolesław Prus, Andrzej Bobkowski, Kazimierz Nowak czy Jerzy Kisielewski, który nawet wtedy, gdy był już w mocno zaawansowanym wieku nie odmawiał sobie tej przyjemności, a uważał ją za najlepszy lek na starość. Wściekał się, gdy słyszał docinki przechodniów: Stary dziad, a roweru mu się zachciewa. - Żywcem chcą człowieka pogrzebać - oburzał się.  Skrok przekonuje, że rower lokuje nas pośrodku świata, dając równocześnie możliwość i okazję do jego bezpośredniego fizycznego przeżywania oraz do swobodnego rozważania jego tajemnicy i piękna. Wybierając się na rowerową eskapadę, niezależnie od tego, czy w dziewicze rejony czy już tysiące razy przemierzane, zawsze decydujemy się na przeżycie przygody istnienia i myślenia.

10 marca 2013

"Podobno ten, kto umie czekać, może zostać królem"



Jak się miewasz tato?

No więc muszę powiedzieć, miewam się dobrze. Aczkolwiek w cudzysłowie, bo nie jestem w stanie tego ocenić.

Co sądzisz o przemijaniu czasu?

Przemijaniu czasu? Czy mija szybko, czy powoli, jest mi właściwie obojętne. Nie jestem w tych rzeczach wymagający.


Stary król na wygnaniu to kameralna i poruszająca najczulsze struny wrażliwości i duszy opowieść o ludziach trzeciego wieku, jak się dziś coraz powszechniej określa osoby starsze. Ponadto na niewielu stronach austriacki pisarz zmieścił duży ładunek mądrości i optymizmu. I chociaż w tej historii opowiadającej o człowieku dotkniętym chorobą Alzheimera jest dużo tragizmu, to jednak uśmiech, a nawet śmiech wywoływały u mnie niektóre fragmenty. Kafka głosił, że książka powinna być siekierą na zamarznięte morze, które jest w nas. Minipowieść mieszkającego w Wiedniu pisarza Arno Geigera można śmiało zaliczyć do tak oddziałujących na czytelnika utworów, czyli kruszących skorupę, w jakiej często się zasklepiamy.

Tematyka powieści koncentruje się wokół wypieranych ze świadomości przez współczesnych  ludzi zagadnień, czyli starości i przemijania. Narratorem jest pisarz, którego ojciec zmaga się z utratą pamięci. Syn, obserwując i opiekując się coraz bardziej zniedołężniałym rodzicem, przeżywa rozmaite stany: smutku, buntu, bezradności, ale i podziwu dla hartu ducha chorego ojca, który jednak miewa przebłyski normalności i geniuszu. Jego niezrozumiałe, obsesyjne zachowania wywołują popłoch w rodzinie, ale stopniowo zdołają zapanować nad wyzwaniami, jakie niesie ze sobą bezlitosna choroba Azheimera. Syn stara się jak najlepiej odczytywać sygnały, które mu wysyła „ojczulek” (jak czule go nazywa), i zdaje sobie sprawę, iż ma mu znacznie więcej do przekazania niż wtedy, gdy był zdrowy:

Przez długi czas borykaliśmy się z jego zapominalstwem i utratą sprawności, teraz choroba zaczynała wydobywać z niego nowe umiejętności. Zawsze był bardzo uczciwym człowiekiem, a teraz zaczął przed nami rozwijać swój niezwykły talent do wymówek. […] Zmienił się jego sposób mówienia i naraz zaczął się wykazywać spontaniczną elegancją, której przedtem nigdy u niego nie zauważyłem. W końcu udało mu się wypracować własną spójną logikę, która była tak frapująca, że na początku nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, dziwić czy płakać. […] Ojciec […] utyskiwał na swoją niemoc, skarżył się, że jest „głuptakiem”, ale czasami mówił także” „Taki durny to ja nie jestem, żebym już tak zupełnie niczego nie umiał”.

Dzięki choremu ojcu syn doświadcza lekcji życia, dowiaduje się, że niekiedy wystarczy być i trwać w miejscu, do którego skierował nas los (ojciec nie opuszczał rodzinnego gniazda), i że trzeba być gotowym, gdy nadejdzie czas. Poznaje prawdy, których nie ma w książkach i w wykładach uniwersyteckich. Choroba rodzica dała mu niepowtarzalną szansę dostrzeżenia kruchości życia oraz wyjrzenia poza własną banalność.

Stary król na wygnaniu to także pean na cześć rodziny, której zjednoczenie w najcięższych chwilach pozwala przetrwać wszystkie kaprysy losu. Piękna i mądra powieść!