Przeżyć resztę
życia w całkowicie nowych miejscach. Porzucić książki. Spalić wszystko zaczęte.
Jechać do krajów, których mowy nigdy nie potrafimy się nauczyć. Strzec się
wszelkich wyjaśnień. Milczeć, milczeć i oddychać, wdychać niepojęte. Bycie
samemu jest tak ważne, że trzeba w tym celu wyszukiwać sobie wciąż nowe
miejsca, gdyż człowiek wszędzie zbyt szybko się zagnieżdża. Najgroźniejsza zaś
jest zgromadzona potęga książek...
[...] od książek nie ma
ucieczki, ich klątwa jest całkowita i nieodwołalna. Uciekniesz do lasu, spalisz
bibliotekę, utracisz wzrok, ale dopóki będziesz miał pamięć, przeczytane
książki będą szły za tobą jak najwierniejsza kochanka i nieubłagany kat...
Zdzisław Skrok, Książki
[w:] tegoż, Wymowność rzeczy, Iskry, Warszawa 2012, s. 142.
Jeden z esejów
Zdzisława Skroka zebranych w Wymowności rzeczy kończy się zacytowaniem
słynnej Dezyderaty napisanej w 1927 roku przez amerykańskiego poetę i
dramaturga Maxa Ehrmanna, który wzorował się na romantycznej poezji Whitmana i
Emersona. Gdybyśmy jednak wyłuskali z tekstów polskiego archeologa garść
podobnych refleksji i złotych myśli dających pocieszenie, otrzymalibyśmy
znacznie wymowniejszą i piękniejszą Dezyderatę, na dodatek rodzimą.
Warto zaznaczyć najlepsze cytaty z esejów Skroka, zebrać i sporządzić z nich
swoisty dekalog człowieka XXI wieku, który zerwał ze światem ciszy i zapomniał,
czym jest tak naprawdę życie. Wymowność rzeczy można bowiem
potraktować (mam nadzieję, że autor się nie obrazi) jako skuteczny i kruszący
skorupę, w jakiej się zasklepiamy, poradnik pt. Jak żyć oraz nie ulegać
terrorowi rzeczy i cywilizacji.
Autor nie kreuje się
na mędrca, jest tylko kimś, kto docenia urok przedmiotów wytworzonych przez
człowieka oraz ich zbawienny lub zgubny wpływ na nasze wybory i losy. Archeolog
niezwykle uwodzicielsko opowiada o niestrudzonych poszukiwaczach własnej
ścieżki istnienia, tancerzach i wojownikach życia, o mistykach
rowerowej jazdy, wojownikach zbieractwa patrzących na świat jak na
królestwo, pustynnych zbieraczach czy pasterzach rzeczy.
Wszystkie te określenia brzmią magicznie i przekonująco, zwłaszcza że Skrok
przywołuje smakowite anegdoty na temat sławnych ludzi i ich doświadczeń
związanych ze światem materii. Poruszające są ich ścieżki życia oraz zwycięstwa
nad oporem lub niedostatkiem rzeczy. Świadectwo Józefa Szajny, który w KL
Auschwitz spędził dwa tygodnie w „celi śmierci dla stojących” bez pożywienia i
jakiegokolwiek kontaktu z rzeczami, jest jednym z najbardziej wstrząsających
fragmentów niezwykłej książki Skroka. Autor podaje też mniej dramatyczne
przykłady oddzielenia się od świata, całkowitego uwolnienia od
ciała i materii, uwolnienia od rzeczy, a także jej docenienia jako
narzędzia i medium warunkującego najbardziej podstawowe pragnienia. Teksty
zamieszczone w książce oferują liczne niespodzianki. Ogromnym zaskoczeniem było
dla mnie jakże nietypowe i nowatorskie wręcz odczytanie Naszej szkapy
Marii Konopnickiej. Poświęcony tej noweli esej Pasterze rzeczy może
być nawet wspaniałą wskazówką dla nauczycieli języka polskiego.
Dla miłośników książek
prawdziwą gratką jest opowieść o przypadkowym zawędrowaniu autora pod strzechy
bieszczadzkiej chaty zamieszkałej przez byłego bibliotekarza, dla którego nałóg
czytania okazał się w pewnym sensie zgubny, ale i zarazem ubogacający, bo
zapamiętane lektury już na zawsze wyryją w jego umyśle i duszy swoje piętno.
Miłośnicy jednośladów będą zaś zachwyceni swoistym peanem na cześć „stalowych
rumaków”. Skrok wylicza mnóstwo korzyści wynikających z jego zasiadania,
ilustrując je wspaniałymi opisami eskapad chwalców praktyki i mistyków
rowerowania, takich jak Bolesław Prus, Andrzej Bobkowski, Kazimierz Nowak
czy Jerzy Kisielewski, który nawet wtedy, gdy był już w mocno zaawansowanym
wieku nie odmawiał sobie tej przyjemności, a uważał ją za najlepszy lek na
starość. Wściekał się, gdy słyszał docinki przechodniów: Stary dziad, a
roweru mu się zachciewa. - Żywcem chcą człowieka pogrzebać - oburzał się.
Skrok przekonuje, że rower lokuje nas pośrodku świata, dając równocześnie
możliwość i okazję do jego bezpośredniego fizycznego przeżywania oraz do
swobodnego rozważania jego tajemnicy i piękna. Wybierając się na rowerową
eskapadę, niezależnie od tego, czy w dziewicze rejony czy już tysiące razy
przemierzane, zawsze decydujemy się na przeżycie przygody istnienia i myślenia.
Niewiele dobrego zaś
przeczytamy o współczesnej cywilizacji, która szarpie nerwy, czyni z
młodych starców ducha oraz obdziera każdego z nas tego, co najcenniejsze
dla podtrzymania pogody ducha, czyli ciszy. Skrok zachęca do podjęcia walki z technologiczną i hałaśliwą cywilizacją i podpowiada, jak ją okiełznać, aby nami nie zawładnęła oraz nie uczyniła z
nas bezwolnych i bezmyślnych ludzi, gdyż tak mało trzeba, aby odzyskać
poczucie szczęścia.
Nie sposób w recenzji
wyczerpująco ukazać wielowątkowości zgromadzonych w publikacji esejów i
mądrości z nich się wydobywającej, ale takiej bez przesadnego dydaktyzmu. Nie
ulega wątpliwości, że książka Zdzisława Skroka może okazać się dla ciebie,
czytelniku, jak głosił zacytowany w jednym z nich Kafka, siekierą na
zamarznięte morze, które jest w każdym z nas. Pozwoli ci spojrzeć na
siebie i otoczenie z nowej perspektywy, otworzy oczy na to, co najistotniejsze
na tym padole łez, bo oczy to najłatwiejsze wejście do duszy, jak
twierdził cadyk z Zelowa, którego słowa przytacza archeolog w tekście o
okularach, przez które spoglądamy na innych i świat. Jednym z
najważniejszych walorów esejów Skroka jest cudowny język, w którym można się
wręcz zanurzyć i następnie wydobyć z niego bogactwo sposobów wyrażania swoich
myśli, tak jak czynił to autor jako archeolog wodny, gdy nurkował w zielonkawej
toni Bałtyku, aby zaglądać do wraków zabytkowych żaglowców.
Nie ma co zwlekać.
Warto przyjąć zaproszenie Skroka do zderzenia się z odkrywanymi na kartach
książki prawdami życia albo do tego, by spotkać spokojnych i beztroskich
tancerzy życia, takich jak - na przykład - siedzący koło jedynego w
okolicy sklepu bezzębni starcy, których obserwował autor w jednej z dolin w
Beskidzie Niskim.
PS. W kontekście dyskusji, którą wywołała wypowiedź polityka partii rządzącej o szczawiu, muszę podkreślić, że w jednym z esejów Skrok podaje produkty tworzące "jadło głodowe" Polaków w XIX wieku. Wspomniałam o tym wczoraj na blogu "Ala czyta". Zatem jeszcze z tego względu warto sięgnąć po tę publikację.
Mam zapisany tytuł, bo same dobre recenzje były, ale dobrze, że nawiązałaś więcej do treści i teraz muszę mieć! Pisałam kiedyś o Szajnie i jego stojącej celi. Artysta całe życie związany był z Rzeszowem, więc nie mogłam ominąć tragicznej biografii. A tu jeszcze Konopnicka, Bobkowski... Gdy dodać do tego piękny język, to już nie mam się co zastanawiać. Nie miałam w tym tygodniu szczęścia do dobrych lektur. Chciałam odpocząć od trudnych tematów i nic mnie nie zachwyciło. Kilka zaczętych i odłożonych. Idę szukać:)
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam! Jestem spokojna o to, że książka cię zachwyci. Prawdziwie kojąca. Uczta dla duszy i umysłu. Myślę, że stworzę sobie w wolnej chwili (tak dla siebie) dezydaratę z cytatów Z. Skroka. Do niektórych esejów będę na pewno wracać.
UsuńZajrzę do ciebie poczytać o Szajnie. Lubię latem, w czasie urlopu, siadać w Rzeszowie z przyjaciółką na skwerku jego imienia:) Wspaniałe miejsce.
A zgadnij, co zaczęłam czytać po lekturze esejów Skroka. Masz tę książkę biograficzną:) Podpowiem, że wyróżnia się o pokaźnymi rozmiarami:)
Patrzę rozszerzonymi ślipiami na biograficzną półkę - dużo tego!
UsuńZ opasłych to "Dom" ostatnio czytałam. A może starsze? Miłosz, Kapuś..., Tyrmand... Eeee, poddaję się;)
PS
To liczę, że w końcu uda się nam spotkać kiedyś pod Szajną:)
Mam również nadzieję, że uda nam się spotkać na skwerku Szajny:)
UsuńCo do zgadywanki, przykro mi, ale pudło!:) Miałam na myśli biografię Massiego "Katarzyna Wielka. Portret kobiety":)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO, widzisz, to jakiś znak:) Interesujesz się archeologią? To po przeczytaniu esejów Skroka pokochasz tę naukę jeszcze bardziej:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńObawiam się, że też by mi się nie chciało machać łopatą, ale liczne podróże rekompensowałyby w pewnym stopniu tę niedogodność związaną z pracą archeologa:) A może mamy zbyt stereotypowe spojrzenie na ten zawód? Może dziś już nie trzeba łopaty?
Usuń