2 października 2016

"Jak to się stało, że właśnie to wydarzenie wypełniło wyobraźnię Polaków?"


W dzieciństwie w trakcie pobytu na kolonii letniej w Tczewie brałam udział w wycieczce na Westerplatte. Niewiele wtedy rozumiałam, choć odwiedziny tego miejsca utkwiły mi w pamięci. Wspominam o tym, dlatego że właśnie zagadnieniu miejsca pamięci poświęcona jest książka Krzysztofa Zajączkowskiego. Muszę też dodać, że do dziś kołaczą mi w głowie rytmiczne strofy wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, którego moja nauczycielka w szkole podstawowej kazała się całej klasie nauczyć na pamięć. Któż z mojego pokolenia nie zna tego utworu? Jak słusznie stwierdza Krzysztof Zajączkowski,

Młody człowiek mający w szkole kontakt z wierszem poety dostawał niewątpliwie wgląd w jedno z najpiękniejszych i najbogatszych znaczeniowo dzieł polskiej liryki. Pozostawał pod nieuchwytnym wrażeniem jego uroku i prostoty (s. 155).

Książka Westerplatte jako miejsce pamięci reprezentuje fascynujący, jak mi się wydaje, nurt w historiografii. Mianowicie badania nad pamięcią. Mogę więc chyba stwierdzić, że autor zajmuje się pamięciologią. Prawda, że to ładnie brzmi? Historyk sam używa tego słowa. Pojawiają się też takie określenia, jak: "aktorzy pamięci", "treści miejsca pamięci" czy "składniki pamięci".



Westerplatte to jedno z wielu miejsc uświęconych krwią Polaków walczących o wolność. Kojarzone jest głównie z niemieckim atakiem na polską placówkę 1 września 1939 roku, a obrona Wojskowej Składnicy Tranzytowej wpisała się na stałe do historii jako przykład bohaterstwa i patriotyzmu. „Twierdza” aż przez 7 dni opierała się niemieckiemu pancernikowi, oddziałom piechoty, przetrwała nalot bombowców nurkujących oraz ostrzał ciężkich haubic i moździerzy.

Autor niezwykle skrupulatnie przedstawił proces kreacji (za pomocą różnych nośników) miejsca pamięci, jakim jest Westerplatte.  W badanym przez Krzysztofa Zajączkowskiego okresie dominującymi aktorami pamięci byli komuniści. To oni mieli monopol we władaniu tym miejscem, to oni "sterowali działaniami memorialnymi", jak to ujmuje historyk. Jednak w ich "sterowaniu" pojawiały się momenty utraty kontroli nad tym procesem. Komunistyczni inżynierowie dusz napotykali przeszkody. Można powiedzieć, że były nawet duże wyrwy w ich zawłaszczaniu tym miejscem pamięci. Jeśli dopuszczali głos niezależnych twórców, takich jak Melchior Wańkowicz i Gałczyński, to czynili tak ze względów instrumentalnych, bo władzy zależało na legitymizacji komunistycznego systemu. Komuniści "zaakceptowali" funkcjonowanie w obiegu społecznym Pieśni o żołnierzach z Westerplatte (nie usunęli z nauczania szkolnego), gdyż poeta zdecydował się pozostać w Polsce ludowej i włączyć w życie kulturalne.  Z podobnych przyczyn udostępnili czytelnikom opowiadanie Wańkowicza Westerplatte, a po powrocie pisarza do kraju w 1958 roku szeroko je rozpowszechniono. Później się okaże, że ta strategia legitymizacji będzie komunistycznych decydentów słono kosztować. Zlekceważyli oni mitologizującą moc tych utworów, a to z kolei świadczy o geniuszu i talencie obydwu luminarzy literatury. Po kilu latach dominujący "aktorzy pamięci" zorientowali się, że ci twórcy nie dają się łatwo "sterować", a ich twórczość wymyka się interpretacji, która chcieli narzucić. Jak zauważa historyk:

Opowiadanie poświęcone obronie Składnicy oprócz "Pieśni o żołnierzach Westerplatte", można uznać za najbardziej znaczący literacki wkład do społecznej recepcji miejsca pamięci. Podobnie jak poetycka wizja Gałczyńskiego, "Westerplatte" czerpało źródło siły z kultury słowa i zakorzenienia w romantyczno-heroicznej tradycji polskiej (s. 174).

Szczególnie od lat sześćdziesiątych XX wieku Westerplatte pełniło rolę propagandowej wizytówki władz komunistycznych. Wcześniej, czyli w okresie stalinizmu,  o Westerplatte zapomniano, gdyż miejsce to stało się dla komunistów symbolem niewygodnym. Wizerunek bohaterskiego Westerplatte nie pasował bowiem do rzeczywistości, w której prześladowano żołnierzy służących w wojsku II Rzeczypospolitej. Znamienny był los kpt. Mieczysława Słabego (w 1939 r. lekarza w Wojskowej Składnicy Tranzytowej), który został aresztowany pod fałszywym zarzutem szpiegostwa. Słaby nie wytrzymał warunków śledztwa i zmarł w marcu 1948 roku. Warto to podkreślić, a także fakt, że 

w historiografii dopiero w schyłkowym okresie PRL pod koniec lat osiemdziesiątych, zaczęto publikować pierwsze relacje odsłaniające nieznane szczegóły postawy mjr. Sucharskiego [...] wykraczały poza ramy ściśle dotychczas kontrolowanej pamięci dominującej. Wynurzenia Kręgielskiego były początkiem gwałtownych sporów o postawę mjr. Sucharskiego, które z największym nasileniem miały się toczyć dopiero w latach dziewięćdziesiątych XX w. (s. 140).

Krzysztof Zajączkowski zwraca przy tym uwagę, że model pisania o przebiegu obrony Westerplatte stworzył i upowszechnił Zbigniew Flisowski przy pomocy dominujących aktorów pamięci z Wojskowego Biura Badań Historycznych. Zgodnie z tym wzorem usuwano heroiczno-romantyczne treści miejsca pamięci i ograniczano swobodę wypowiedzi.


Żeby sformułować poniższy fundamentalny wniosek:

przedmiotowe miejsce pamięci egzystowało na styku tradycji polskiej i sowieckiej, z zastrzeżeniem, ze ta druga stopniowo wypierała treści i wartości tej pierwszej (s. 351).

historyk przeprowadził gruntowną kwerendę wielu archiwaliów, wnikliwie przeczytał najważniejsze utwory literackie odnoszące się do poruszanej tematyki, obejrzał i przeanalizował filmy fabularne i dokumentalne oraz sztuki teatralne, czyli zweryfikował wszystkie najbardziej znaczące nośniki pamięci dotyczące obrony Westerplatte.

W książce znajdziemy ciekawie opisane kulisy i genezę powstania komunistycznego serialu Czterej pancerni i pies oraz analizę jego warstwy ideologicznej. W tym kontekście dziwić może fakt, że po odzyskaniu niepodległości do niedawna Telewizja Polska emitowała ten serial aż kilkakrotnie... Między innymi za pomocą tego serialu, jak pisze autor,

akcentowano sowiecko-polski charakter "nosicieli pamięci", czyli ludowych żołnierzy, którzy we współpracy z Armią Czerwoną mieli wypełniać dziejowo słuszną i zwycięską misję na szlaku do Berlina. Powiązano w ten sposób Westerplatte z mitami założycielskimi Polski ludowej: z mitem nowego początku i zwycięstwa nad faszyzmem oraz z mitem braterstwa broni. (s. 351)

Historyk przypomina, jak w celu wypromowania serialu telewizyjnego odtwórców głównych ról zaangażowano do odbycia krajowego rajdu po Polsce. Jak pisze, "pancerne mityngi" były majstersztykiem propagandy komunistycznej (s. 207). Dziś, w obliczu powtórkowego wyświetlania do znudzenia tego serialu Nałęckiego w publicznej telewizji (w wolnej Polsce!), można śmiało stwierdzić, że komunistyczni decydenci wciąż w kulturze rządzą...


Skoro o filmie mowa, to trzeba wspomnieć, że historyk drobiazgowo przeanalizował inny nośnik pamięci, mianowicie kinowy hit z 1967 roku. Dzieło Stanisława Różewicza (artystycznie udane i z dzisiejszego punktu widzenia mniej chyba kontrowersyjne pod względem ideologicznym) także jest wielokrotnie pokazywane w telewizji, zwykle z okazji kolejnych rocznic wybuchu wojny. Krzysztof Zajączkowski tłumaczy, na czym polega nieustająca popularność filmowej noweli Westerplatte i dochodzi do wniosku, że choć po tym obrazie jeszcze bardziej utrudnione było dociekanie prawdy o przebiegu obrony Składnicy czy też próba stworzenia/rozpropagowania innej alternatywnej wizji historycznej, to jednak wzmacniał wizję bohaterskiej obrony Westerplatte powstałą po 1945 roku.


Westerplatte jako miejsce pamięci należy do kategorii książek historycznych, wyposażonych w aparat naukowy, ale nie takich, które są przeznaczone przede wszystkim dla historyków-zawodowców lub pasjonatów danego tematu. Książka napisana jest świetnie się czytającym stylem. Urzeka wszechstronną wiedzą autora i zaskakującymi wnioskami. Autor opisywaną problematykę ilustruje cytatami, wydarzeniami i szczegółami... Poza tym publikacja jest świadectwem benedyktyńskiej pracy historyka. Krzysztof Zajączkowski opiera swoje wywody na niezwykle bogatej bazie źródłowej. Książka ma jeden mankament: brak zdjęć i innych grafik. Bardzo mi tego brakowało w trakcie lektury.

Na dręczące nas pytania, wątpliwości oraz kłamstwa i mity na temat historii obrony Westerplatte Krzysztof Zajączkowski opowiada w przystępnej formie nawet dla laika. Warto zajrzeć do jego książki i skonfrontować swoją wiedzę. Jest to cenna publikacja, gdyż autor pokazuje w niej mechanizmy działania pamięci społecznej oraz wpływ propagandy na odbiór faktów historycznych na przykładzie Westerplatte.




9 komentarzy:

  1. Trochę się pogubiłem - czy z tej książki ma wynikać wniosek, że to źle, że w czasach PRL popularyzowano pamięć o Westerplatte?
    No i nie demonizowałbym tak bardzo "Czterech pancernych..." mimo propagandowych akcentów, to i książka i film były obierane przede wszystkim jako utwory przygodowo-wojenne, w którym Polacy biją Niemców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może nieudolnie przedstawiłam zamiary autora i treść publikacji, dlatego masz takie wrażenie. Myślę, że musisz sobie zadać przede wszystkim takie pytanie: kto i dlaczego (z jakich przesłanek) popularyzował pamięć o Westerplatte? Bo o tym moim zdaniem jest książka.

      Na podstawie badań autor doszedł do wniosku, że najważniejsze okazały się dwie wizualizacje Westerplatte jako miejsca pamięci: romantyczno-heroiczna i sowiecka. Najstarsze były patriotyczne zręby myślenia o Westerplatte (np. jako o symbolu walki o niepodległość państwa). Później komuniści te treści heroiczno-romantyczne wypaczali, reinterpretowali albo rugowali, po prostu wykorzystywali i rekonstruowali na swój użytek, tak jak im pasowało. Mieli swój plan, czyli powiązanie obrony Westerplatte z mitem zwycięstwa Armii Czerwonej nad faszyzmem ("wyzwalania" ziem polskich wspólnie z przyjaciółmi sowieckimi i braterstwa broni) i oni dominowali na tej "scenie pamięci", czyli ją kreowali. Myślę jednak, że w literaturze i filmie przegrali, bo zwyciężyła narracja romantyczno-heroiczna, zbudowana przez Gałczyńskiego, Wańkowicza, Różewicza. Zatem to dobrze, że komuniści dopuścili tych twórców do głosu. Ta słabość ich drogo kosztowała. Dzięki temu przetrwała bowiem pamięć o westerplatczykach jako o obrońcach niepodległości Polski. Zatem to dobrze, że mieliśmy Gałczyńskiego, Wańkowicza i Różewicza (a także Jana Pawła II i jego słynną homilię w 1987 r.), bo to oni ukształtowali patriotyczne zręby pamięci o Westerplatte wbrew intencjom komunistycznych decydentów.

      Autor nie demonizuje serialu "Czterej pancerni i pies", ale obiektywnie analizuje ego treść. Poświęca mu właściwie niewiele miejsca. To ja świadomie demonizuję:) Bo nie cierpię tego serialu, zawsze mnie nudził:) Mam alergię na ten serial. Ale rzeczywiście odbierano i nadal odbiera książkę i serial jako przygodowo-wojenne utwory. Młodzi widzowie nie orientowali się i nadal nie orientują, jak bardzo kłamliwe są w swej treści. Sama nawet do niedawna nie orientowałam się. Historyk dużo więcej pisze o dziele S. Różewicza (w pozytywnym świetle).

      Polecam książkę, wtedy może lepiej zrozumiesz zamiary autora i jego wnioski. Ja mogę tylko skrótowo przedstawić poruszoną w publikacji problematykę. Nie chciałabym wprowadzać w błąd, więc zachęcam do lektury.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, przyznaję że nie nadążam za meandrami myśli autora. Zupełnie chyba ignoruje fakt, że to władza decydowała o tym czego uczy się w szkole, jakie książki wydaje i jakie filmy puszcza w tv. To nie była kwestia przypadku. Więc od tej strony władza niczego nie przegrała, bo po 1956 roku - budowała mit "romantyczno-heroiczny" na kształt Sienkiewiczowskiego "ku pokrzepieniu serc". Warto zastanowić się jaka była reakcja społeczna gdy po '89 zaczęto głośno mówić o postawie mjr. Sucharskiego, a jak coś takiego byłoby odebrane gdyby upubliczniano to za "komuny".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor tego nie ignoruje. W swojej książce właśnie to szczegółowo opisuje, czyli to, jak władza komunistyczna decydowała o treściach nauczania, o tym , jakie książki i filmy dopuścić do obiegu społecznego. Budowała mit romantyczno-heroiczny na przekór swoim przekonaniom!

      Usuń
    2. Karkołomna teza - władza przez ponad 30 lat nadaje szkołom i ulicom miano mjr. Sucharskiego i Bohaterów Westerplatte, stawia pomnik, wydaje książki itp., itd. i nie jest świadoma, że buduje mit romantyczno-heroiczny. Jak dla mnie brzmi to mało przekonująco ale nich będzie :-)

      Usuń
  4. Pani Beatko,
    chciałem Pani podziękować za tę recenzję. To dziś prawdziwa rzadkość zasłużyć na opinię człowieka mądrego i wyważonego w swoich sądach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za odwiedziny i ciepłe słowa. To właśnie takie wpisy mobilizują mnie do dalszego dzielenia się na blogu refleksjami po moich lekturach...

      Usuń
  5. Zaglądam tu od czasu do czasu. Recenzje się nie starzeją :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.