Jeden
z licznych bohaterów znakomitej książki Antoniego Kroha (etnografa,
historyka kultury, tłumacza literatury słowackiej i czeskiej), artysta
ludowy Oskwarek, nie miał nigdy najlepszego zdania o inteligentach i
twierdził, że „każdy pon to głuptok”. Po latach zrewidował swoje
poglądy i doszedł do wniosku, że
[…] nie
każdy kształcony musi koniecznie być głupi, czasem trafi się mądry
magister, rzadko, ale się trafiają; a ludzi nie należy dzielić na
mądrych i głupich, bo wszyscy są tak czy inaczej niespełna rozumu – lecz
na wariatów nieszkodliwych, szkodliwych oraz niebezpiecznych.
Miłośników
góralszczyzny, w tym autora, zaliczył łaskawie do pierwszej kategorii.
Antoni Kroh nie jest rodowitym góralem, ale wychowywał się i dorastał
wśród Podhalan. W latach siermiężnego stalinizmu mieszkał w Bukowinie i
chodził do tamtejszej szkoły podstawowej. Zatem, czytając niektóre
fragmenty ksiązki, spoglądamy na Tatry oczami pochodzącego z wielkiego
miasta, bo z Warszawy, dziecka, które intesywnie chłonęło nowy góralski
świat wszystkimi zmysłami. Po latach Antoni Kroh postanowił odtworzyć i
spisać to, co zapamiętał i poznał w czasach swojego dzieciństwa, a
potem, w dorosłym życiu jako naukowiec. I chwała mu za to, choć, jak
opisuje w epilogu, długo żadne krakowskie wydawnictwo (spośród siedmiu)
nie wykazało żadnego zainteresowania przesłanymi w 1994 roku przez niego
zapiskami. Dopiero w 2010 roku ukazały się one w formie książki w
warszawskim wydawnictwie Prószyński i S-ka. W tym roku zaś od
krakowskiej oficyny MG otrzymaliśmy do rąk wznowioną i poprawioną edycję
Sklepu potrzeb kulturalnych,
stąd podtytuł „po remoncie”. Od dawna docierały do mnie wzmianki o
walorach publikacji, ale dopiero teraz mogłam się przekonać o jej
wyjątkowej urodzie, co niniejszym potwierdzam.
Na
książkę nie składają się jednak wyłącznie wspomnienia, zabarwione, co
zrozumiałe, nutką nostalgii, ale i zarazem pełne przedniego humoru (po
lekturze nie dziwi mnie nazwanie autora „polskim Szwejkiem” przez
pracownicę ksiegarenki w Krościenku, ponieważ już od dawna żadna książka
nie wzbudzała u mnie takich wybuchów śmiechu). Pod względem treści, jak i
formy publikacja jest wariacją polifoniczną i wielogatunkową. Z tekstów
Antoniego Kroha przebija prawdziwa fascynacja Podhalem, jednak
wyłaniający się z nich portret górala daleki jest od posągowości i
sztampy. Wręcz przeciwnie - odznacza się malowniczością i żywością, ale
przede wszystkim dużą dozą krytycyzmu.
Autor używa palety wielu kolorów i
miesza style, tak jak czynił to Bobkowski w swoim dzienniku, nazywając
swoje hybrydyczne zapiski „orchideami w sosie pomidorowym”. Takim samym
mianem można śmiało ochrzcić zebrane przez Antoniego Kroha teksty, które
tworzą razem swoisty palimsest. Przybierają one postać felietonu,
wypominku, eseju, noweli, dokumentu, opowiastki, rozprawki naukowej et cetera.
To pomieszanie gatunkowe i co za tym idzie – semantyczne, jak również
ironiczne i literackie ujęcie tematu sprawia, że ani przez chwilę
czytelnik się nie nudzi.
Antoni Kroh
frapująco opowiada o dawnych i dzisiejszych Podhalach, odkłamuje
narosłe wokół nich przez lata mity, weryfikuje anegdoty i ludowe
legendy, tłumaczy genealogię podstawowych pojęć, przybliża historię
regionu oraz istotę kultury ludowej, przedstawia stosunek Podhalan do
swoich sąsiadów Łemków, których wysiedlono w latach 1947-1948, a także
kreśli sylwetki zarówno zwyczajnych, jak i niezwyczajnych mieszkańców
góralskich osad, artystów ludowych oraz „legendowych postaci
zakopiańskich”, np. wybitnego ratownika Józefa Uznańskiego, który po
wojnie wpadł w ręce NKWD, ale zdołał uciec z dwóch miejsc uwięzienia,
Stanisława Marusarza, skoczka narciarskiego, który uciekł Niemcom z
więzienia na Montelupich, czy Józefa Krzeptowskiego – sławnego kuriera,
łagiernika i potomka wielkiego góralskiego rodu.
Zarówno
dla znawców Tatr oraz góralszczyzny tradycyjnej i współczesnej, jak i
dla laików albo po prostu miłośników polskich gór książka może być
znakomitą okazją do swego rodzaju niezapomnianego spotkania z góralami, aby dowiedzieć
się, jak to drzewiej bywało, do skonfrontowania (czasem bolesnego)
swoich poglądów czy wyobrażeń z punktem widzenia etnografa albo do
odnotowania być może dotąd nieznanych zupełnie historii lub anegdot, by
móc je opowiadać przy biesiadnym stole albo na szlaku góralskim.
Mojemu
sercu cenniejsze niż Tatry są Pieniny, więc wdzięczna jestem autorowi za
poszerzenie moich horyzontów na ich temat, gdyż mylnie sądziłam, jak
każdy laik, że Krościenko nad Dunajcem i Szczawnica leżą u stóp Pienin.
Tymczasem
potok
Krośnica, płynący przez Krościenko, oddziela Pieniny od Gorców, a potok
Grajcarek, płynący przez Szczawnicę, oddziela Pieniny od Beskidu
Sądeckiego, czyli Krościenko leży w Pieninach, Gorcach i Beskidzie
Sądeckim (ponieważ
za Dunajcem rozpoczyna się Beskid Sądecki), a Szczawnica leży
przeważnie w Beskidzie Sądeckim, bo jej główna ulica prowadzi prawym
brzegiem Grajcarka.
Zapamiętaj to sobie miłośniku tego pasma gór! Poza tym, zanim znów się tam wybierzesz, wypada wiedzieć, że
w
Szczawnicy mieszkają górale szczawniccy, natomiast górale pienińscy to
oddzielna grupa etnograficzna z drugiej strony pasma Trzech Koron (wsie
Sromowce Niżne i Sromowce Wyżne).
Jeśli spotkasz w Szczawnicy
górala, który jest flisakiem, to masz prawo przypuszczać, że jest
góralem pienińskim (flisacy pochodzą przeważnie ze Sromowiec). Jeśli zaś
jest dorożkarzem, to pochodzi ze Szczawnicy, czyli jest góralem
szczawnickim.
Ta pełna optymizmu, ale i melancholii książka uświadamia też, że istnieje świat wartości zwyczajnych i zrozumiałych, ale wymykających się słowom,
oraz że on nie przemija, choć zmieniają się uwarunkowania
społeczno-kulturowe i gospodarcze polskich gór. W latach
sześćdziesiątych napotkany przez autora w czasie wędrówki na nartach po
Spiszu, wzdłuż granicy, starszy Słowak powie: Jedni
się majom za Poloków, drudzy za Słowioków, ale sićka som górole. Ale,
panie, trza się bić o wolność, o demokracjom, bo bez tego to się ino
idzie obiesić. Mimo że dużo czasu upłynęło od tego spotkania, autor
chyba zgodziłby się ze mną, że owszem, z poczuciem narodowym jest jak z
miłością, kapryśne ono jest i zmienne, ale honor górala, jego
przywiązanie do wartości moralnych i poczucie wolności wciąż są trwałe.
Taki bowiem wniosek nasuwa mi się nieodparcie po lekturze jego książki,
bardzo krzepiącej, wartościowej poznawczo i pobudzającej do refleksji.
Do dziś ciepło robi mi się na sercu na wspomnienie tej książki i autora:) Tak mało dobrych, serdecznych książek na półkach!
OdpowiedzUsuńCzyli obie jesteśmy zachwycone książką:) Krzepiąca lektura. Z pewnością będę do niej wracać. Najlepszy przewodnik po górach, jaki mi dotąd wpadł w ręce. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJednego sezonu przemierzyłam prawie całe Pieniny (mieliśmy wspaniałego przewodnika) i wróciłam absolutnie zachwycona. Zatem oprócz zamiłowania do książek łączy nas także miłość do Pienin :) Z pewnością znasz jednak lepiej te góry, bo spędziłaś w nich więcej niż jeden sezon.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA to perełka! Jako fanka skoków narciarskich szczególnie zainteresowana byłabym losami Stanisława Marusarza.
OdpowiedzUsuńKocham polskie góry, ale częściej jestem w tych "niższych" - Beskidy, Sudety, Karkonosze.
U mnie to jest trochę dziwne... Bo bardziej mnie urzekają niskie góry niż wysokie :) Bardziej mnie ciągnie do niższych pasm. Może dlatego, że nie wymagają aż takiego fizycznego wysiłku :D Tak samo jak ty częściej wędruję po niskich, Karkonosze też dobrze obeszłam cztery lata temu.
UsuńByłam w Szczawnicy, jak tam było cudnie, czuję, że to moje klimaty.
OdpowiedzUsuńSzczawnica to perełka, dla mnie ta górska miejscowość jest sto razy piękniejsza niż Zakopane.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo to mamy takie same obiekcje:) Nie cierpię Zakopanego:)
UsuńTak poleciłaś te książkę, że muszę wybrać się w tym roku w Pieniny i to koniecznie, gdyż dawno tam nie byłam chociaż można rzec mieszkam o rzut beretem od nich.
OdpowiedzUsuńA sama książka - warto by o nią powiększyć biblioteczkę i przeczytać. Skąd na to brać.
Tęsknię za Pieninami. Mam nadzieję, ze może w tym roku się uda krótki wypad, czego i Tobie życzę.
Usuń