1 września 2017

Apokalipsa wojenna w wierszach Mariana Hemara





Zanim spłoniesz na stosie, o warszawska chwało,

Zwiążą twoje usta, ręce będą pętać.

Przyjaciele – to wszystko, co nam pozostało –

Żałować. Płakać? – płakać. Pamiętać? – pamiętać.
                          Marian Hemar





78 lat temu wojska niemieckie bez wypowiedzenia wojny przekroczyły o świcie granice Rzeczypospolitej, rozpoczynając II wojnę światową. Osamotnione w walce Wojsko Polskie nie mogło skutecznie przeciwstawić się agresji Niemiec i sowieckiej inwazji dokonanej 17 września. Konsekwencją tej sytuacji stał się IV rozbiór Polski dokonany przez Hitlera i Stalina.




Marian Hemar w 1942 r. wydał tomik wierszy Dwie Ziemie Święte, w którym zamieścił m.in. swój słynny wiersz pt. Modlitwa, napisany rok wcześniej w Egipcie. Warto go przypomnieć w rocznicę napaści Niemiec na Polskę...




Modlitwa

Nie sprowadzaj nas cudem na Ojczyzny łono,
Ni przyjaźnią angielską, ni łaską anielską.
Jeśli chcesz nam przywrócić ziemię rodzicielską,
Nie wracaj darowanej. Przywróć zasłużoną.

Nasza to wielka wina, żeśmy z Twoich cudów
Nic się nie nauczyli. Na łaski bezbrzeżne
Liczyliśmy, tak pewni, jakby nam należne,
Aby nas wyręczały z Jej należnych trudów.

Za bardzośmy Ojczyznę kochali świętami.
Za bardzośmy wierzyli, że zawsze nad Wisłą
Cud będzie czekał na nas i gromy wytrysną
Z niebieskiej maginockiej linii ponad nami.

I co dzień szliśmy w pobok Niej - tak jak przechodzień
Mija drzewo, a Boga w drzewie nie pamięta.
A Ojczyzna codziennie przecież była święta,
A Ona właśnie była tym cudem na co dzień.

Spraw, by wstała o własny wielki trud oparta,
Biała z naszego żaru, z naszej krwi czerwona,
By drogo kosztowała, drogo zapłacona,
Żebyśmy już wiedzieli, jak wiele jest warta.
By już na zawsze była w każdej naszej trosce

I już w każdej czułości, w lęku i rozpaczy,

By wnuk, zrodzon w wolności, wiedział, co to znaczy

Być wolnym, być u siebie - Być Polakiem w Polsce




O Modlitwie i innych wierszach Hemara zamieszczonych w tym tomiku Kazimierz Wierzyński napisał z zachwytem: 


Z pięknej książki jego bije patriotyzm, żarliwa polskość, szczera i rzetelna. Jest to pamiętnik uchodźcy i śpiewnik żołnierza, pamflet współczesny i elegia o zmarłym wodzu i jest w niej także coś z modlitewnika. Wszystko w książce tej żyje, jest ciepłe – chciałoby się rzec – ogrzane porywczym, lwowskim sercem. Hemar, dziecko miasta, które leży pod Wysokim Zamkiem i jeszcze wyżej, w niezdobytych górach polskiej miłości, okazał się także semper fidelis. [Marian Hemar POEZJE WYBRANE w opracowaniu Andrzeja Krzysztofa Kunerta, LTW, 2006] 



W Akademii warszawskiej Marian Hemar dokonał podsumowania wojennych losów Polski:





Nie odwrócą się lata, nie odstaną groby,
Nie wrócisz ludzi żywych z próchna i popiołów.
O co wolno się modlić na gruzach kościołów?
Ach, już tylko o nasze prawo do żałoby.

Kiedy na nas się łamie, jak na fal łamaczu,
Pochód dziesięciu wieków,
Boże wielki, o co pozwolisz nam się modlić przed ostatnią nocą?
Już tylko o to jedno – o prawo do płaczu.

Cóżeśmy rozumieli z tamtej emigracji?
I kto kiedy z nas się domyślał, jaka była cena
Mickiewiczowskich wierszy i etiud Szopena
I listów, które pisał do matki Mochnacki?

A owe długie, nocne rozmowy Polaków,
Szeptane na ubogich poddaszach paryskich – .
o czymże były? O kim? – O nas. O nas wszystkich.
O naszym pokoleniu szczęśliwych Polaków.

To myśmy mieli drzewem rosnąć na ich grobie,
Korzeniami z tej mierzwy ich serc, ich poezji,
Ich klęski, ich obłędu mesjańskiej herezji –
Drzewem w niebo wolności. Popatrzmy po sobie –

To my? My z ich marzenia? Mściciele z ich kości?
My – drugi brzeg nadziei za przepaścią głuchą –
w aniołów przerobieni – pamiętasz? – ich skruchą
Już zbawieni od grzechów, obmyci z podłości –

To w nas miało się ziścić, za czym oni marli
Z tęsknoty donkichockiej, nędzarze, wygnańce,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szańce –
Ale się nie godzili, ale nie wyparli,

By w nas mogło się ziścić. A ono się ziszcza.
A oto nad Warszawy trupem panichida,
Bez krzyku Słowackiego, bez skargi Norwida.
I straszniej niż mogiły, i gorzej niż zgliszcza.

Ci, którzy po nas przyjdą – jakim cudem pojmą,
Jak odgadną tę klęski naszej tajemnicę –
Że była poza mapą bitew, poza wojną,
Poza wojskiem i wodzem, i nie w polityce,

Ale tam była, gdzie na sąd stawa boski,
Na rozprawę ostatnią – krwawy cień pieniacza,
Który jeszcze za grobem Bogu nie przebacza
I wadzi się – bezgłowy Samuel Zborowski –

Już nie o tę czerwoność Polski, albo białość,
O władzę nad duszami, lub o słup graniczny,
Ale prowadzi z Bogiem spór lucyferyczny
O wielkość, albo podłość – o wzniosłość lub małość.

Chmury wieją nad ziemią jak chorągwie czarne.
O co wolno się modlić po przegranej bitwie?
By znowu – nasza klęska – nie poszła na marne.
Ale żal, zamiast pomóc, przeszkadza w modlitwie.

Zanim spłoniesz na stosie, o warszawska chwało,

Zwiążą twoje usta, ręce będą pętać.

Przyjaciele – to wszystko, co nam pozostało –

Żałować. Płakać? – płakać. Pamiętać? – pamiętać.



1 komentarz:

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.