Podobnie jak konsumenci wyszukanych potraw
czy win nie bardzo zastawiają się nad ich składem, tak i my, delektując się
lekturą, która mimo upływu czasu zachowała swój smak i barwę, nie będziemy
streszczać wyników prac komentatorskich paru pokoleń badaczy. Im też
pozostawiamy troskę o to, w jakiej proporcji występują u Potockiego elementy
powieści „łotrzykowskiej”, fantastycznych opowiadań naśladujących Księgę
tysiąca i jednej nocy czy wreszcie tak zwanej gotyckiej powieści grozy. Istotne
jest bowiem jedynie to, że z tych wszystkich, jakże rozmaitych, elementów autor
Rękopisu stworzył [tu Tazbir cytuje Miłosza] „fantastyczną mieszaninę humoru,
napięcia i szybko zmieniającej się scenerii”.
Janusz Tazbir, Od Sasa do Lasa, Iskry, Warszawa 2011,
s. 370.
Zmarły niedawno
profesor Janusz Tazbir należał do admiratorów Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego w przekładzie
Edmunda Chojeckiego. Nie wiem, czy zdążył przeczytać nowe tłumaczenie i
wypowiedzieć się na jego temat. Biorąc pod uwagę
przytoczony wyżej fragment jego eseju poświęconego powieści Potockiego, myślę,
że byłby ukontentowany nowym przekładem i podtrzymałby swoją opinię o niepowtarzalnej urodzie jednej z najbardziej tajemniczych i zadziwiających książek przełomu XVIII i XIX wieku.
François Rosset i Dominique Triaire, francuscy badacze literatury i
biografowie Potockiego, zidentyfikowali i przeanalizowali wszystkie
dostępne manuskrypty i druki dotyczące Rękopisu. W 2002 roku Triaire odkrył w zdeponowanym w Archiwum Państwowym w
Poznaniu zbiorze jarocińskim sześć nieznanych dotąd manuskryptów
powieści złożonych z autografów i kopii z odręcznymi poprawkami
Potockiego. To odkrycie pozwoliło uczonym odtworzyć genezę powieści. Odnalezione rękopisy Potockiego okazały się dwiema
równoległymi wersjami powieści – z 1804 i 1810 roku. Te wersje znacząco się
różnią – Potocki zmienił całą koncepcję książki, jej tonację. Tylko wersja późniejsza została ukończona. To
ją dostajemy w nowym wydaniu książkowym. Dzięki temu mamy okazję poznać kultową powieść w
takiej formie, w jakiej pozostawił ją po sobie autor, czyli najbliższej
oryginałowi. Tłumaczka nowego wydania (wersji z 1810 roku), Anna Wasilewska, stawia tezę, że autorem
pierwszego przekładu nie był Chojecki, że on tylko użyczył swojego nazwiska
(w Słowie od tłumaczki przekonująco
wyjaśnia swoje stanowisko).
Nie znam wersji Chojeckiego, więc nie mam płaszczyzny
porównawczej, ale może to i dobrze? Ci, którzy czytali dwie wersje, uważają, że
w nowym przekładzie - Anny Wasilewskiej - jest
znacznie więcej humoru. Prawdę powiedziawszy, nie interesują mnie wyniki filologicznych
prac komentatorskich paru pokoleń badaczy. Po prostu, zgodnie z sugestią prof.
Tazbira, rozkoszowałam się smakiem i barwą Rękopisu,
gdyż
słowo wprawia w ruch powietrze i umysł,
działa na zmysły i na duszę (cytat z nowego przekładu: s. 142).
O czym jest ta
powieść? Rękopis można potraktować jako przewrotną przypowieść o naturze człowieka. Akcja jest
jedynie pretekstem do snucia rozważań filozoficznych na ten temat. W
orientalnym (i nie tylko) sztafażu autor ukazuje ludzki egoizm, skłonność do ulegania
grzesznym pokusom i przedkładania interesu osobistego nad dobrem wspólnoty, żądzę
bogactwa i panowania nad innymi. Najwymowniejszym tego przykładem jest fragment
na temat filozoficznego sporu dotyczącego etyki korzyści:
Niemal u wszystkich ludzi dbałość o własny
interes nigdy nie jest zawieszona: znajdziesz tę dbałość w udzielanych przez
nich radach, w wyświadczanych przez nich przysługach, w związkach, jakich
poszukują, w przyjaźniach, jakie zawierają. Przejęci własną korzyścią, choćby
najbardziej odległą, są obojętni na wszystko, co ich nie dotyczy. A kiedy
spotykają na swojej drodze człowieka, który nie zważa na nie, nie potrafią go
zrozumieć i posądzają o ukryte motywy, o afektację, o szaleństwo. Odtrącają go,
upadlają i zsyłają na afrykańską skałę. (s. 614)
Śledzimy
przygody niedoświadczonego życiowo Alfonsa van Wordena, prawowiernego
katolika, który zostaje mianowany przez króla hiszpańskiego Filipa V kapitanem
gwardii walońskiej. Podąża on w 1739 roku przez strome pasmo gór Sierra Morena do
Madrytu. Grasują tu przemytnicy i zbóje, w karczmie nocą straszą upiory, sępy
przysiadają na szubienicy, gdzie powieszono braci Zota (okaże się, że nie
są oni całkiem martwi), a napotkani wędrowcy toczą dysputy filozoficzne i
snują gawędy. W historiach tych kolejne postaci opowiadają o kolejnych nadzwyczajnych zdarzeniach, tworząc szkatułkowy ciąg epizodów, rozgrywających się w różnych
miejscach i czasie, połączonych ze sobą w pogmatwany sposób i zaskakująco
rozwiązywanych.
Kapitan przeżywa
wiele fantastycznych zdarzeń, kuszony jest przez dwie piękne siostry Eminę i
Zibeldę, a także poddawany budzącym grozę i wyrafinowanym próbom, jakich
nie szczędzi mu ukryty w podziemiach starej kopalni złota sztab mauretańskiego
rodu Gomelezów dążących do przywrócenia islamu na Półwyspie Iberyjskim, na dodatek
za cichą zgodą... świętej inkwizycji i katolickich ministrów króla. Mauretańskie
księżniczki z tego rodu nie cofają się przed niczym, by nawrócić bohatera na islam, z czego wynikają zabawne sytuacje i zadziwiające intrygi.
W trakcie
lektury fascynował mnie nie tyle orientalny, ile hiszpański koloryt; w powieści nie brakuje aluzji do Cervantesa i jego bohatera, odwołań do historii Hiszpanii, jej
obyczajów, języka, a nawet kulinariów. Tłumaczka zwraca uwagę, jak
doświadczenie podróżnicze Potockiego i jego obserwacje zdobyte w trakcie pobytu
w różnych zakątkach świata wpłynęło na nacechowanie czasu różnych opowieści.
Oto jeden z
zabawniejszych - wyłuskanych przeze mnie - fragmentów powieści:
Kobiety hiszpańskie pilnie wypełniają
obowiązki religijne i za każdym razem domagają się tego samego spowiednika.
Nazywa się to buscar el su padre. Stąd też niektórzy zuchwali kpiarze na widok
dziecka w kościele pytają, wykorzystując tę dwuznaczną formułę, czy przyszło
buscar el su padre [szukać swego ojca]. (s. 280)
Utkwił mi w pamięci fragment o zwyczajach
hiszpańskich w Wielki Piątek: według
zwyczaju hiszpańskiego chodzi się tego dnia za upragniona kobietą z kościoła do
kościoła, żeby podać jej wodę święconą. Czyni się to po trosze z zazdrości, a
po trosze z obawy, żeby kto inny nie podał wody i nie starał się przy okazji
zawrzeć znajomości. (s. 478)
Zanotowałam sobie również cytat na temat wychowawczych korzyści płynących z czytania i omawiania książek historycznych:
Girona […] wcześnie dała nam do rąk książki
kilku dobrych hiszpańskich pisarzy i wpoiła podstawy wiedzy o historii. Chcąc
także wykształcić w nas zdolność formułowania własnych sądów, kazała nam
omawiać lektury i wskazywała, jak można z nich uczynić przedmiot pożytecznych
rozważań. Dzieci, ucząc się historii, zwykle pasjonują się postaciami, które
odegrały najświetniejsze role. (s. 302)
Interesujący jest motyw czekolady
odkrytej przez Hiszpanów w Ameryce oraz cukierków
kantarydowych: diavolini (nadużywał ich teść
pisarza, Stanisław Szczęsny Potocki). Oryginalnie i zabawnie brzmi matematyczna
teoria miłości i nienawiści przedstawiona "w dniu czterdziestym pierwszym". Potocki
chłoszcze humorem, ironią i satyrą mistyków i mędrców wszelkiej maści. Szydzi z inkwizycji, pozostałości zabobonów i feudalnych obyczajów, czasem nawet z religijnych dogmatów i tradycyjnych ideałów życia. Za pomocą
środków komediowych i groteskowych demaskuje obłudę, ukazuje odmienną obyczajowość, drwi z ludzkich przywar, polemizuje z najtęższymi umysłami swojej epoki.
Rękopis to swoista daktylioteka, z której wypadają drogocenne
klejnoty. Poznając różne opowieści, zachwycamy się ich kunsztem,
brawurową oprawą, głębią przesłania, karmimy duszę subtelnymi uczuciami
lub myślami, śmiejemy się, podróżujemy w głąb kultury śródziemnomorskiej.
Warto wspomnieć, że w Rękopisie są
tylko dwa nawiązania do Polski: w opowieści kabalisty, który wspomina o
wampirach węgierskich i polskich, oraz w opisie życia towarzyskiego w Madrycie,
gdzie współzawodniczyły ze sobą dwa stronnictwa: Pollacos i Chorizos.
Powieść dla mnie kultowa, czytałam wiele razy, ale w tłumaczeniu Chojeckiego. Uwielbiam ten świat Potockiego, szkoda, że autor tak marnie skończył.
OdpowiedzUsuńPrzymierzam się do zapoznania się z przekładem Chojeckiego, gdyż to tłumaczenie jest bardzo zakorzenione w naszej kulturze. A biografia Potockiego jest tak samo fascynująca. Pierwszy Polak aeronauta, arystokrata, podróżnik, oficer armii austriackiej i dyplomata rosyjski, badacz starożytności słowiańskich, publicysta polityczny i poseł na Sejm Czteroletni. Ponadto mówiono, że uważał się za... wilkołaka, stąd ciekawa legenda o jego samobójstwie.
UsuńNo tak, tę legendę rozpowszechnił Roger Caillois (jest to malownicza historia o srebrnej kulce od cukiernicy, którą Potocki piłował całymi tygodniami, by nabić nią pistolet i się zastrzelić, podobno też ją poświęcił). Ale z kolei współćześnie uważa się, że to bzdura. Mimo to, ładna opowieść.
UsuńA za Cailloisem rozpowszechnił Gustaw Herling-Grudziński:)
UsuńUwielbiam tłumaczenie Edmunda Chojeckiego. :-) Mój egzemplarz jest piękny edytorsko, a przy tak wysokiej klasy literaturze to ważne, bo tym bardziej mam wrażenie obcowania z arcydziełem. W przypadku "Rękopisu..." rzecz ma się następująco: to opowieści, które mogę czytać bez końca, bo przy kolejnych lekturach odkrywam wciąż nowe smaczki. Nieustannie więc wracam do książki Jana hrabiego Potockiego.
OdpowiedzUsuńUrzekająca jest wielowarstwowość tej powieści.
UsuńWydanie nowego przekładu jest również piękne edytorsko, więc przyjemnie mi się czytała także z tego względu. A wydanie z tłumaczeniem Chojeckiego muszę zdobyć:) Chciałabym też przeczytać reportaże Potockiego z podroży: Podróż do Turcji i Egiptu, Podróż na stepy Astrachania i na Kaukaz, Podróż do Dolnej Saksonii, ale nie wiem, czy to będzie możliwe.
Jak szukasz starego wydania w tłum Chojeckiego to polecam to z 1965 roku z posłowiem Kukulskiego. Ma piękne ilustracje nawiązujące do kart Tarota (jest teoria, że "Rękopis..." to rozpisana talia Tarota ;))) i druk BARDZO przyjazny dla oka.
UsuńDziękuję za podpowiedź. Rozejrzę się.
UsuńPlanuję Rękopis na styczeń; mam do porównania dwa wydania - oj, czeka mnie przygoda!
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się legenda związana z powstaniem tej powieści, tłumacząca jej podział na dni:)
UsuńOtóż podczas przewlekłej choroby żony, Julii z Lubomirskich, hrabia miał jej czytać bajki z tysiąca i jednej nocy. Gdy skończył, hrabina domagała się ciągu dalszego, więc sam napisał historię przygód kapitana gwardii walońskiej Alfonsa van Wordena, w której rzeczywistość przeplata się z fantazją. Tworząc codziennie jeden rozdział, wieczorem odczytywał go żonie dla rozweselenia.
Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńZachęcam.
Usuń