7 lipca 2016

"Fantastyczna mieszanina humoru, napięcia i szybko zmieniającej się scenerii"



Podobnie jak konsumenci wyszukanych potraw czy win nie bardzo zastawiają się nad ich składem, tak i my, delektując się lekturą, która mimo upływu czasu zachowała swój smak i barwę, nie będziemy streszczać wyników prac komentatorskich paru pokoleń badaczy. Im też pozostawiamy troskę o to, w jakiej proporcji występują u Potockiego elementy powieści „łotrzykowskiej”, fantastycznych opowiadań naśladujących Księgę tysiąca i jednej nocy czy wreszcie tak zwanej gotyckiej powieści grozy. Istotne jest bowiem jedynie to, że z tych wszystkich, jakże rozmaitych, elementów autor Rękopisu stworzył [tu Tazbir cytuje Miłosza] „fantastyczną mieszaninę humoru, napięcia i szybko zmieniającej się scenerii”.

Janusz Tazbir, Od Sasa do Lasa, Iskry, Warszawa 2011, s. 370.

Zmarły niedawno profesor Janusz Tazbir należał do admiratorów Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego w przekładzie Edmunda Chojeckiego. Nie wiem, czy zdążył przeczytać nowe tłumaczenie i wypowiedzieć się na jego temat. Biorąc pod uwagę przytoczony wyżej fragment jego eseju poświęconego powieści Potockiego, myślę, że byłby ukontentowany nowym przekładem i podtrzymałby swoją opinię o niepowtarzalnej urodzie jednej  z najbardziej tajemniczych i zadziwiających książek przełomu XVIII i XIX wieku. 


François Rosset i Dominique Triaire, francuscy badacze literatury i biografowie Potockiego, zidentyfikowali i przeanalizowali wszystkie dostępne manuskrypty i druki dotyczące Rękopisu. W 2002 roku Triaire odkrył w zdeponowanym w Archiwum Państwowym w Poznaniu zbiorze jarocińskim sześć nieznanych dotąd manuskryptów powieści złożonych z autografów i kopii z odręcznymi poprawkami Potockiego. To odkrycie pozwoliło uczonym odtworzyć genezę powieści. Odnalezione rękopisy Potockiego okazały się dwiema równoległymi wersjami powieści – z 1804 i 1810 roku. Te wersje znacząco się różnią – Potocki zmienił całą koncepcję książki, jej tonację. Tylko wersja późniejsza została ukończona. To ją dostajemy w nowym wydaniu książkowym. Dzięki temu mamy okazję poznać kultową powieść w takiej formie, w jakiej pozostawił ją po sobie autor, czyli najbliższej oryginałowi. Tłumaczka nowego wydania (wersji z 1810 roku), Anna Wasilewska, stawia tezę, że autorem pierwszego przekładu nie był Chojecki, że on tylko użyczył swojego nazwiska (w Słowie od tłumaczki przekonująco wyjaśnia swoje stanowisko).  

Nie znam wersji Chojeckiego, więc nie mam płaszczyzny porównawczej, ale może to i dobrze? Ci, którzy czytali dwie wersje, uważają, że w nowym przekładzie - Anny Wasilewskiej - jest znacznie więcej humoru. Prawdę powiedziawszy, nie interesują mnie wyniki filologicznych prac komentatorskich paru pokoleń badaczy. Po prostu, zgodnie z sugestią prof. Tazbira, rozkoszowałam się smakiem i barwą Rękopisu, gdyż


słowo wprawia w ruch powietrze i umysł, działa na zmysły i na duszę (cytat z nowego przekładu: s. 142).

O czym jest ta powieść? Rękopis można potraktować jako przewrotną przypowieść o naturze człowieka. Akcja jest jedynie pretekstem do snucia rozważań filozoficznych na ten temat. W orientalnym (i nie tylko) sztafażu autor ukazuje ludzki egoizm, skłonność do ulegania grzesznym pokusom i przedkładania interesu osobistego nad dobrem wspólnoty, żądzę bogactwa i panowania nad innymi. Najwymowniejszym tego przykładem jest fragment na temat filozoficznego sporu dotyczącego etyki korzyści:



Niemal u wszystkich ludzi dbałość o własny interes nigdy nie jest zawieszona: znajdziesz tę dbałość w udzielanych przez nich radach, w wyświadczanych przez nich przysługach, w związkach, jakich poszukują, w przyjaźniach, jakie zawierają. Przejęci własną korzyścią, choćby najbardziej odległą, są obojętni na wszystko, co ich nie dotyczy. A kiedy spotykają na swojej drodze człowieka, który nie zważa na nie, nie potrafią go zrozumieć i posądzają o ukryte motywy, o afektację, o szaleństwo. Odtrącają go, upadlają i zsyłają na afrykańską skałę. (s. 614)



Śledzimy przygody niedoświadczonego życiowo Alfonsa van Wordena, prawowiernego katolika, który zostaje mianowany przez króla hiszpańskiego Filipa V kapitanem gwardii walońskiej. Podąża on w 1739 roku przez strome pasmo gór Sierra Morena do Madrytu. Grasują tu przemytnicy i zbóje, w karczmie nocą straszą upiory, sępy przysiadają na szubienicy, gdzie powieszono braci Zota (okaże się, że nie są oni całkiem martwi), a napotkani wędrowcy toczą dysputy filozoficzne i snują gawędy. W historiach tych kolejne postaci opowiadają o kolejnych nadzwyczajnych zdarzeniach, tworząc szkatułkowy ciąg epizodów, rozgrywających się w różnych miejscach i czasie, połączonych ze sobą w pogmatwany sposób i zaskakująco rozwiązywanych.

Kapitan przeżywa wiele fantastycznych zdarzeń, kuszony jest przez dwie piękne siostry Eminę i Zibeldę, a także poddawany budzącym grozę i wyrafinowanym próbom, jakich nie szczędzi mu ukryty w podziemiach starej kopalni złota sztab mauretańskiego rodu Gomelezów dążących do przywrócenia islamu na Półwyspie Iberyjskim, na dodatek za cichą zgodą... świętej inkwizycji i katolickich ministrów króla. Mauretańskie księżniczki z tego rodu nie cofają się przed niczym, by nawrócić bohatera na islam, z czego wynikają zabawne sytuacje i zadziwiające intrygi.

 W trakcie lektury fascynował mnie nie tyle orientalny, ile hiszpański koloryt; w powieści nie brakuje aluzji do Cervantesa i jego bohatera, odwołań do historii Hiszpanii, jej obyczajów, języka, a nawet kulinariów. Tłumaczka zwraca uwagę, jak doświadczenie podróżnicze Potockiego i jego obserwacje zdobyte w trakcie pobytu w różnych zakątkach świata wpłynęło na nacechowanie czasu różnych opowieści.


Oto jeden z zabawniejszych - wyłuskanych przeze mnie - fragmentów powieści:


Kobiety hiszpańskie pilnie wypełniają obowiązki religijne i za każdym razem domagają się tego samego spowiednika. Nazywa się to buscar el su padre. Stąd też niektórzy zuchwali kpiarze na widok dziecka w kościele pytają, wykorzystując tę dwuznaczną formułę, czy przyszło buscar el su padre [szukać swego ojca]. (s. 280)

Utkwił mi w pamięci fragment o zwyczajach hiszpańskich w Wielki Piątek: według zwyczaju hiszpańskiego chodzi się tego dnia za upragniona kobietą z kościoła do kościoła, żeby podać jej wodę święconą. Czyni się to po trosze z zazdrości, a po trosze z obawy, żeby kto inny nie podał wody i nie starał się przy okazji zawrzeć znajomości.  (s. 478)

Zanotowałam sobie również cytat na temat wychowawczych korzyści płynących z czytania i omawiania książek historycznych:

Girona […] wcześnie dała nam do rąk książki kilku dobrych hiszpańskich pisarzy i wpoiła podstawy wiedzy o historii. Chcąc także wykształcić w nas zdolność formułowania własnych sądów, kazała nam omawiać lektury i wskazywała, jak można z nich uczynić przedmiot pożytecznych rozważań. Dzieci, ucząc się historii, zwykle pasjonują się postaciami, które odegrały najświetniejsze role. (s. 302)

Interesujący jest motyw czekolady odkrytej przez Hiszpanów w Ameryce oraz cukierków kantarydowych: diavolini (nadużywał ich teść pisarza, Stanisław Szczęsny Potocki). Oryginalnie i zabawnie brzmi matematyczna teoria miłości i nienawiści przedstawiona "w dniu czterdziestym pierwszym". Potocki chłoszcze humorem, ironią  i satyrą mistyków i mędrców wszelkiej maści. Szydzi z inkwizycji, pozostałości zabobonów i feudalnych obyczajów, czasem nawet z religijnych dogmatów i tradycyjnych ideałów życia. Za pomocą środków komediowych i groteskowych demaskuje obłudę, ukazuje odmienną obyczajowość, drwi z ludzkich przywar, polemizuje z najtęższymi umysłami swojej epoki.

 Rękopis to swoista daktylioteka, z której wypadają drogocenne klejnoty. Poznając różne opowieści, zachwycamy się ich kunsztem, brawurową oprawą, głębią przesłania, karmimy duszę subtelnymi uczuciami lub myślami, śmiejemy się, podróżujemy w głąb kultury śródziemnomorskiej.


Warto wspomnieć, że  w Rękopisie są tylko dwa nawiązania do Polski: w opowieści kabalisty, który wspomina o wampirach węgierskich i polskich, oraz w opisie życia towarzyskiego w Madrycie, gdzie współzawodniczyły ze sobą dwa stronnictwa: Pollacos i Chorizos.





12 komentarzy:

  1. Powieść dla mnie kultowa, czytałam wiele razy, ale w tłumaczeniu Chojeckiego. Uwielbiam ten świat Potockiego, szkoda, że autor tak marnie skończył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymierzam się do zapoznania się z przekładem Chojeckiego, gdyż to tłumaczenie jest bardzo zakorzenione w naszej kulturze. A biografia Potockiego jest tak samo fascynująca. Pierwszy Polak aeronauta, arystokrata, podróżnik, oficer armii austriackiej i dyplomata rosyjski, badacz starożytności słowiańskich, publicysta polityczny i poseł na Sejm Czteroletni. Ponadto mówiono, że uważał się za... wilkołaka, stąd ciekawa legenda o jego samobójstwie.

      Usuń
    2. No tak, tę legendę rozpowszechnił Roger Caillois (jest to malownicza historia o srebrnej kulce od cukiernicy, którą Potocki piłował całymi tygodniami, by nabić nią pistolet i się zastrzelić, podobno też ją poświęcił). Ale z kolei współćześnie uważa się, że to bzdura. Mimo to, ładna opowieść.

      Usuń
    3. A za Cailloisem rozpowszechnił Gustaw Herling-Grudziński:)

      Usuń
  2. Uwielbiam tłumaczenie Edmunda Chojeckiego. :-) Mój egzemplarz jest piękny edytorsko, a przy tak wysokiej klasy literaturze to ważne, bo tym bardziej mam wrażenie obcowania z arcydziełem. W przypadku "Rękopisu..." rzecz ma się następująco: to opowieści, które mogę czytać bez końca, bo przy kolejnych lekturach odkrywam wciąż nowe smaczki. Nieustannie więc wracam do książki Jana hrabiego Potockiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urzekająca jest wielowarstwowość tej powieści.
      Wydanie nowego przekładu jest również piękne edytorsko, więc przyjemnie mi się czytała także z tego względu. A wydanie z tłumaczeniem Chojeckiego muszę zdobyć:) Chciałabym też przeczytać reportaże Potockiego z podroży: Podróż do Turcji i Egiptu, Podróż na stepy Astrachania i na Kaukaz, Podróż do Dolnej Saksonii, ale nie wiem, czy to będzie możliwe.

      Usuń
    2. Jak szukasz starego wydania w tłum Chojeckiego to polecam to z 1965 roku z posłowiem Kukulskiego. Ma piękne ilustracje nawiązujące do kart Tarota (jest teoria, że "Rękopis..." to rozpisana talia Tarota ;))) i druk BARDZO przyjazny dla oka.

      Usuń
    3. Dziękuję za podpowiedź. Rozejrzę się.

      Usuń
  3. Planuję Rękopis na styczeń; mam do porównania dwa wydania - oj, czeka mnie przygoda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodobała mi się legenda związana z powstaniem tej powieści, tłumacząca jej podział na dni:)

      Otóż podczas przewlekłej choroby żony, Julii z Lubomirskich, hrabia miał jej czytać bajki z tysiąca i jednej nocy. Gdy skończył, hrabina domagała się ciągu dalszego, więc sam napisał historię przygód kapitana gwardii walońskiej Alfonsa van Wordena, w której rzeczywistość przeplata się z fantazją. Tworząc codziennie jeden rozdział, wieczorem odczytywał go żonie dla rozweselenia.


      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.