17 stycznia 2016

O tym, jak „robaczek nadbużański” z ziarenkiem szaleju Amerykę zdobywał



[…] młody dżentelmen, pełen dystynkcji, rodem z Polski, który opuścił swą Ojczyznę, by bronić sztandaru wolności w Ameryce.

(z listu pułkownika Otho Williamsa, adiutanta gen. Nathanaela Greene’a, do siostry)

Pamiętam chwilę triumfu, gdy w New York Historical Society pojawił się mi się ten tekst na ekranie z mikrofilmu: „Pułkownik Kosciusko miał w swych rękach naczelne kierownictwo i nadzór (chief direction and superintendence) dzieł w West Point i jest moim pragnieniem, by pozostał tam dla prowadzenia ich dalej. […]

(tak wspomina Barbara Wachowicz chwilę odkrycia listu Naczelnego Wodza G. Washingtona do gen. R. Gatesa z 11 września 1778 roku - w książce cytuje go w tłum. Stefana Bratkowskiego i z jego podkreśleniem)





Odbyłam wspaniałą podróż po Stanach Zjednoczonych. Razem z Barbarą Wachowicz. Zakochałam się w tej Ameryce, którą zobaczyła pisarka. Nazwę Cię Kościuszko! to imponująca księga historyczno-przygodowa! Nie mogło być inaczej, bo takoż sama była wyprawa Barbary Wachowicz! Niebywale odważna, pełna niecodziennych wydarzeń i niesamowitych przeżyć, prekursorska oraz ważna dla przetarcia szlaku bitewnego, jakim podążał generał Tadeusz Kościuszko w trakcie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych w latach 1776-1783. Pisarka jest jedyną osobą, której udało się przemierzyć olbrzymi trakt ośmiu lat walki naszego wielkiego rodaka  - odwiedziła 15 stanów, pokonując 15 tysięcy mil! Trzeba było niezwykłej pasji, ogromnego zafascynowania polskim bohaterem narodowym oraz determinacji, decydując się na tak trudną i najeżoną wieloma niewiadomymi przeszkodami eskapadę.

Filadelfia, gdzie nastąpił debiut fortyfikacyjny młodego inżyniera, Saratoga, Ticonderoga, West Point - najważniejszy posterunek Ameryki i z ogrodem imienia Kościuszki, rzeki Yadkin i Dan w Północnej Karolinie, twierdza Ninety Six, tajemnicze plantacje pod Charlestonem, urocze miasteczko Kosciusko w stanie Mississippi, miasto Warszawa w Kościuszko County - to są historyczne dla Amerykanów miejsca związane z walką o wolność ich ojczyzny, a dla nas, Polaków, bitewną i inżynieryjną epopeją wybitnego rodaka, Tadeusza Kościuszki. Gdzież on nie był! Dlatego Barbara Wachowicz, porywając się na tak śmiałą (z motyką na słońce) wyprawę jego śladami, miała prawo być przerażona u początku swojej podróży, gdy wreszcie po wielu piętnastoletnich (!) staraniach udało się jej zdobyć fundusze i sprzymierzeńców, co nie było łatwe. Nawet szacowna Fundacja Kościuszkowska („kogo obchodzi jeszcze dzisiaj Kościuszko?”) sceptycznie podchodziła do jej projektu udokumentowania szlaku bojowego Kościuszki w USA!



Pisarka z dużą dawką (auto)ironii opisuje swoje przeżycia, przygody, emocje i obserwacje, dzięki czemu czyta się książkę z wypiekami na twarzy i nierzadko (u)śmiechem, na przykład kiedy opisuje początek wyprawy:

Siedzę na lotnisku Okęcie i świętym od podróży - Krzysztofowi i Rafałowi - duszę polecam, struchlały robaczek nadbużański, któremu przyjdzie się zmierzyć z groźną Ameryką. […] Nieszczęsny robaczek nadbużański na Manhattanie, bez żadnych szans na księcia Lubomirskiego! Nagle pochyla się nade mną srebrnowłosy uśmiechnięty dżentelmen: - A ziarenko szaleju zabrała pani? Tego mi jeszcze brakowało! Szaleniec przed startem! - Pani Barbaro, własnych cytatów dobrodziejka nie pamięta! A kto przywołuje Żeromskiego w „Malwach na lewadach”: „Przebywam odległe światy, kraje słońca, róż i kamelii, których nie ma w moim świerkowym kraju. Niosę w mózgu ziarenko szaleju, myśl o tym kraju”.


I z tym ziarenkiem szaleju wędrujemy razem z Barbarą Wachowicz, także my, czytelnicy, kibicując, śmiejąc się i wzruszając na przemian.

Z książki będącej barwną i poruszającą relacją z podróży po Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu śladów stóp Tadeusza Kościuszki wyłania się fascynujący obraz epoki walk o niepodległość, a także piękny wizerunek współczesnych Amerykanów pieczołowicie dbających o pamięć o „niesamowitym naszym chief inżynier”, jak wykrzyknie do Barbary Wachowicz i jej dwóch towarzyszy podróży w Ninety Six Robert Armstrong, przodek kapitana Armstronga, którego w swoich notach Kościuszko wspomniał, pisząc:

[…] zginął kpt. Armstrong i 30 żołnierzy, winniśmy chronić w pamięci ich cnoty odwagi, żałować ich straty i przykład przekazać potomności.



Dziś Amerykanie z oddaniem chronią w pamięci Tadeusza Kościuszkę i jego zasługi w wywalczeniu niepodległości ich ojczyzny przekazywali i przekazują potomności, o czym naocznie przekonała się pisarka. W Polsce przed swoją wyprawą słyszała nieraz opinie w rodzaju: „któż tam będzie o nim pamiętać poza nawiedzonymi historykami”. Miło nam i pisarce stwierdzić: „jakże się mylili!”. To my, Polacy, powinniśmy się wstydzić, że tak mało wiemy o Kościuszce, jego życiu i olbrzymich dokonaniach dla wolności. Można powiedzieć, że Barbara Wachowicz uratowała nasz honor i pokazała Amerykanom, że polskim sercom także jest bliski ten wybitny człowiek. Spotkała w USA takich, którzy mówili, że wreszcie doczekali się kogoś z Polski. „Dziadek powiedział, że dla Polaków wylazłby z grobu! - Polacy! Nigdy nikt tu nie dotarł z ojczyzny Kosciuski” - usłyszała pisarka od mieszkającego w miasteczku South Boston sędziwego Carrolla Headspetha, który w swojej książeczce nazwał go najlepszym inżynierem armii amerykańskiej. Niedaleko  South Boston płynie rzeka Dan, przez którą przeprawiła się Armia Południowa 13 lutego 1781 roku dzięki zorganizowanej przez naszego inżyniera udanej akcji ratunkowej.

Ja już nie zobaczę tej rzeki ani twojej książki. Ale powiedz w Polsce, że w miasteczku South Boston stanu Virginia nad rzeką Dan żyli ludzie, którzy wiedzieli, co dla ich ojczyzny uczynił Thaddeus Kosciusko.


Z wieloma takimi pięknymi przesłaniami wróciła do Polski Barbara Wachowicz. Amerykanie niemiłosiernie wręcz przekręcają nazwisko naszego wielkiego rodaka, ale nie można im zarzucić, że go nie znają i nie czczą. Okazali się wspaniali, pomocni i wielkoduszni dla ekipy podróżującej pod przewodnictwem pisarki śladami swojego rodaka zasłużonego dla amerykańskiej niepodległości, choćby… darując Polakom mandat, gdy w Chicago, nad jeziorem Michigan, podjechali pod pomnik Kościuszki, by złożyć mu kwiaty. Tytuł książki Nazwę Cię Kościuszko! jest fragmentem poruszającego listu młodej Amerykanki skierowanego w 1797 roku (po jego powrocie do „drugiej ojczyzny” po dwóch latach niewoli w petersburskim więzieniu) do sparaliżowanego wskutek maciejowickich ran Kościuszki.  Dowodów uznania otrzymywał nasz bohater sporo, nawet od rdzennych Amerykanów, czyli Indian:

W lutym 1798 roku do skromnego mieszkania przy 172 South Third Street w Filadelfii wkroczył niezwykły gość. Little Turtle! Mały Żółw. Przyniósł w darze tomahawk „Wodzowi Wielkie Serce” - Tadeuszowi Kosciuszce… Naczelnik mu ofiarował piękną burkę i okulary. - Dałeś mi nowe oczy! - podziękował Mały Żółw z radością.


Z książki wyłania się również pasjonujący wizerunek sprawcy tego całego zamieszania - Tadeusza Kościuszki, który jest symbolicznym i  mocnym ogniwem łączącym Amerykę i Polskę. Jaki był? Co myślał? Jak kochał? Barbara Wachowicz dotarła do wielu cennych dokumentów i źródeł ukazujących jego znakomite wykształcenie, zasługi dla polskiej i amerykańskiej wolności, zamiłowania (na przykład uwielbiał kawę, o której pisał w jednym z listów, iż nie może bez niej żyć), charakter, światopogląd, stosunek do przełożonych i podwładnych w armii… Miał wielkie serce, szczerze miłujące dwie ojczyzny: Polskę i Amerykę. Dlatego Polacy i Amerykanie tak go kochali i kochają nadal. Kościuszko podarował obydwu narodom nowe oczy. Był nie tylko naszą, ale i Amerykanów kotwicą, co najpełniej wyraził autor Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych, uważany za jednego z ojców założycieli USA, Thomas Jefferson, w liście napisanym w 1813 roku do Kościuszki:

Nie możesz inaczej niż z radością wielką widzieć, jak drzewo, które z takim zapałem pomagałeś sadzić, jest podlewane  i rozkwita. […] Każdy prawy Amerykanin, każdy szczery stronnik wolności kocha Cię i czci.


Aschenbrenner, Henryk (fl. ca 1860)

Tadeusz Kościuszko. Źródło: Polona.pl

Dzięki książce możemy przenieść się do Ameryki z epoki nie tylko walk o niepodległości, ale także z późniejszego okresu, z czasów niezwykle krwawej wojny domowej, zwanej secesyjnej, gdyż „pisarka losu polskiego” (amerykańskiego także!) przejmująco opisała również duch Południa, który przeminął z wiatrem. W Atlancie zdążyła zobaczyć dom, w którym Margaret Mitchell napisała swoje dzieło. Na dwa tygodnie przed jego ruiną! Barbara Wachowicz przemierzyła ze swoimi dwoma dobrymi druhami między innymi pełną piaseczków i jałowców Alabamę i brzoskwiniowy stan Georgię, gdzie od przygodnie spotkanego Murzyna usłyszą okrzyk: „Poland! Pulaski”. Pod Atlantą w Visitors Centre pewna panienka jest zaskoczona pytaniem o miejsca związane z Gone with the wind i Margaret Mitchell. Zaproponuje odwiedziny Atlanta Historical Society i tamtejszą wystawę. Między wierszami, przedstawiając szczegóły obejrzanej wystawy oraz zwiedzania starej i nowej Atlanty, Barbara Wachowicz ukazuje sylwetkę jednego z Polaków walczących w Armii Unii: Włodzimierza Krzyżanowskiego, bratanka Justyny Chopinowej, matki Fryderyka. Autorka sportretowała także Margaret Mitchell i opisała genezę powstania sławnej powieści. Tak jak Melchior Wańkowicz, szukała w Atlancie miejsca, „gdzie stał dom Scarlett. Kędyż przemykała się z Melanią przez płonące ulice?”, i stwierdza, że:

Te ślady można jeszcze znaleźć w Clayton County, jadąc Peach Blossom Trail (Szlakiem Kwitnącej Brzoskwini) do Jonesboro bulwarem Tara ku domostwu Ashley Oaks. Ale to tylko nazwy. Nawet w filmie Tara była zbudowana w Kalifornii, czerwoną ziemię Georgii dowożono na plan.

Mało kto dziś wie, że Przeminęło z wiatrem było lekturą zakazaną w komunistycznych krajach, w tym w Polsce. Barbara Wachowicz przytacza zaczerpnięty z książki Anne Edwards interesujący list z 1949 roku autorki sagi o Południu, w którym Margaret Mitchell stwierdza gorzko, ale i nie bez dumy, iż komuniści plują na jej powieść, gdyż gloryfikuje on odwagę jednostki i jej przedsiębiorczość. Warto dziś o tym pamiętać, gdy będziemy po raz kolejny czytać Przeminęło z wiatrem.

Historycy zauważają, że wydarzenia wojny secesyjnej nadal silnie działają na wyobraźnię amerykańską, podczas gdy ośmioletnia walka o niepodległość żyje tylko jako rozdział w podręcznikach szkolnych i  jako Dzień Niepodległości. Jednak książka Barbary Wachowicz nieco przeczy temu, gdyż przekonuje, że Amerykanie żywo interesują się miejscami związanymi z nie mniej ciężkimi i krwawymi bitwami wcześniejszymi, czyli o niepodległość Stanów, w których olbrzymią rolę odegrał Tadeusz Kościuszko. Tę rolę naszego inżyniera dostrzegają, co widać po tym, jak troskliwie dbają o miejsca pamięci dotyczące jego walk pełnych triumfu i niebezpieczeństw. Piszą także książki na jego temat, a mieszkańcy miasta Kosciusko w stanie Mississipi i miasta Warsaw w Kosciusko County, kadeci West Point, farmerzy Północnej i Południowej Karoliny również czują się spadkobiercami ideałów kościuszkowskich.


Będąca plonem wyjątkowej i rekordowej dotychczas wyprawy księga (500 stron) o charakterze historyczno-przygodowym nasycona jest wielowątkością, zapachami, kolorami dawnej i dzisiejszej Ameryki. Relację z podróży od granicy kanadyjskiej po Charleston nad Atlantykiem wzbogacają liczne zdjęcia i zamieszczone pod nimi najcenniejsze cytaty lub informacje. Publikacja zawiera galerię portretów Kościuszki, listy napisane przez niego i te, które otrzymywał (między innymi list Naczelnego Wodza - George’a Washingtona, stwierdzający autorstwo Tadeusza Kościuszki w stworzeniu legendarnej twierdzy West Point) i notatki z czasów amerykańskiego eposu, a także rozdziały poświęcone krainie młodości spędzonej na Polesiu oraz pejzaże, które wpisały się w epopeję Insurekcji – Racławice i Maciejowice.

Unikatowe dokumenty i zdjęcia z XVIII wieku, zapierające dech w piersi opisy ogromu dokonań wielkiego rodaka w czasie walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych, mijanych krajobrazów, spotykanych ludzi oraz doświadczanych w drodze trudności o posmaku przygody - wszystko to razem składa się na fascynujący obraz Ameryki sprzed wojny secesyjnej, daleki od  wszystkiego, co znamy z literatury i kina, a także współczesnej. Te dwie Ameryki ładnie się splatają w tej książce. Dzięki mistrzowskiemu piórowi, sugestywnemu językowi i brawurowemu poczuciu humoru (zaczerpniętemu z Przygód Hucka Marka Twaina - jak pamiętamy, bohater tej powieści odbywa wielką podróż po Ameryce) Barbara Wachowicz stworzyła  niezwykłą opowieść reporterską i historyczną, która na długo zapadnie w pamięci i sercu czytelnika.


6 komentarzy:

  1. Musze zdobyc te ksiazke, bo mam juz sporo ksiazek Pani Wachowicz, ktora w cudny sposob snuje opowiesc o swoich bohaterach. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkasz w USA, więc tym bardziej Ci polecam! Być może ta niezwykła książka stanie się dla Ciebie swoistym przewodnikiem turystycznym! Kościuszkowskim:)

      Usuń
  2. I ja się muszę wstydzić.....bo nie znam faktycznie Tadeusza Kościuszkę, tylko w takim stopniu w jakim poznałam go w szkole.
    Świetnie przybliżyłaś książkę.
    Mam "Malwy na lewadach" i nie czytałam ...ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu tej księgi będziesz zafascynowana naszym "szefem inżynierem", tak jak ja:)

      O wielu swoich emocjach, wrażeniach i refleksjach z lektury tego dzieła nie napisałam w recenzji, bo rozrosłaby mi się do niebotycznych rozmiarów:) Książka jest wielowątkowa i wielowymiarowa.

      Usuń
  3. Niesamowite - bo ja właśnie czytam "Siedziby wielkich Polaków" Pani
    Barbary Wachowicz. I wczoraj skończyłam czytać rozdział "Merecowszczyzna Kościuszkowska" w której kiedys byłam w trakcie podróży po Kresach.
    Dziękuję, juz teraz wiem jaką następną ksiązkę będę czytać...
    prawiewszystkiemojepodroze.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Siedziby wielkich Polaków" również czytałam i często wracam do tej książki! Ukazało się już drugie wydanie, w jednym tomie. A czy można na Twoim blogu znaleźć relację z Twojej podróży po Kresach?

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.