Są takie miejsca na Mazowszu, takie łąki ogromniaste, od horyzontu po horyzont, oprawione w towarzyszące im lasy. I takie wsie są malownicze, wiejskie jak trzeba, z drewnianymi chałupami, ze żwirową drogą pomiędzy opłotkami, z bocianimi gniazdami co kilkadziesiąt metrów. Polne pejzaże z kapliczkami, ukrywającymi świętych strzegących tych pól zbożem malowanych, o urodzaj na nich dbających.
Są miejsca, w których naoddychać się można do woli tym, co w polskim, mazowieckim krajobrazie najlepsze. […] Są takie z krowami i wsią w tle, z kwitnącymi już grzybieniami na starorzeczach, z szalejącymi nad wodą rybitwami i z tragankiem, rozchodnikami i macierzanką w murawach nadrzecznych piaszczysk… Są takie miejsca, i to wcale liczne. Trzeba tylko umieć do nich trafić. To ani trochę nie jest trudne, jeśli kierować się będziemy ku nim sercem.
Są miejsca, w których naoddychać się można do woli tym, co w polskim, mazowieckim krajobrazie najlepsze. […] Są takie z krowami i wsią w tle, z kwitnącymi już grzybieniami na starorzeczach, z szalejącymi nad wodą rybitwami i z tragankiem, rozchodnikami i macierzanką w murawach nadrzecznych piaszczysk… Są takie miejsca, i to wcale liczne. Trzeba tylko umieć do nich trafić. To ani trochę nie jest trudne, jeśli kierować się będziemy ku nim sercem.
W letni czas upalny prawdziwą rozkoszą była dla mnie lektura opowieści zgromadzonych w księdze pt. Klangor i fanfary. Opowieści z Mazowsza. Wyjątkowo ujmująca jest osobowość autora wyłaniająca się z kart tego nietypowego przewodnika po mazowieckiej prowincji. We wstępie Lechosław Herz określa siebie mianem jednego z ostatnich dinozaurów tak dzisiaj niemodnego krajoznawstwa. Bo któż dziś jeszcze zajmuje się z pasją tą dziedziną i pisze gawędy krajoznawcze? Również zadaję sobie to pytanie. Ze świecą trzeba by nam szukać tej miary pasjonatów.
Z olbrzymim żalem bowiem (A może nawet nekrolog wypadałoby wywiesić? Tak jak w ostatnim czasie uczynił to pewien senator w imieniu mieszkańców Krakowa po tym, jak urzędnicy wycięli im drzewa tworzące uroczy park w centrum miasta?) trzeba odnotować zanik krajoznawstwa, które wyparła wszechobecna turystyka komercyjna. Mamieni obietnicami biur podróży lub opowieściami znajomych o swoim pobycie w Afganistanie, Maroko lub Tunezji, wolimy bardziej polecieć do egzotycznych krajów niż wsiąść na rower lub za kierownicę i odkrywać najbliższe okolice swojego miasta, miasteczka czy wsi. A przecież taka rodzinna lub samotna wyprawa bądź włóczęga również może być prawdziwą przygodą, ponieważ to, co najciekawsze, jak przekonuje autor, znajduje się zazwyczaj z dala od uczęszczanych dróg i szlaków.
Wystarczy pozwolić dać się prowadzić takim wspaniałym przewodnikom jak Lechosław Herz! Niech nam opowiadają albo na piśmie, albo ustnie o zbadanych przez siebie regionach i związanych z nimi ludziach! Niech ubogacają nas swoją wiedzą o rodzimych zakątkach i zarażają swoją miłością do ojczystego krajobrazu. Księga Klangor i fanfary uświadamia, jakież to niezmierzone bogactwa czekają na nas za miejskimi rogatkami!
Herz zaprasza nas na niesamowitą wędrówkę po Mazowszu, ale jeśli nawet mieszkamy z dala od tego regionu, to dzięki jego książce na pewno zechcemy poznać najpierw swoją rodzinną ziemię, a później opisaną przez autora. Klangor i fanfary podpowiada, jak obcować z lokalną przyrodą, jak tropić ślady historii, jak przedzierać się przez leśne gąszcze, na co zwracać uwagę, oglądając dworki, pałace i wiejskie kościółka, słowem – jak znaleźć wytchnienie po ciężkim tygodniu pracy, nie wyjeżdżając daleko. Mnóstwo przyrodniczych i zabytkowych ośrodków rekreacji z prawdziwego zdarzenia mają bowiem warszawiacy na wyciągnięcie ręki, ale i na przykład krakowianie, i rzeszowianie też powinni łacno odkryć nowe miejsca dla zażycia wywczasu, jeśli tylko zechcą otworzyć swoje serce na to, czym dotąd gardzili, myśląc i marząc o Toskanii chociażby… Cudze chwalicie, a swego nie znacie. Tak, tak, to przysłowie będzie nam ciągle kołatało w głowie w trakcie lektury tej znakomitej księgi.
Dokąd nas prowadzi Herz? Przede wszystkim do miejsc „nieupiększonych”, nieturystycznych, czyli wymagających wysiłku w ich poznawaniu. Jako niezmordowany piechur autor uczula na tajemnice flory i fauny, przybliża genezę nazw zwiedzanych miejscowości, opowiada o autochtonach (znanych i nieznanych), hojnie obdarowuje rozmaitymi ciekawostkami i anegdotami oraz tropi ślady historii. Nie można oprzeć się jego fascynacji Mazowszem, które skrywa w sobie tyle sekretów! Oto one, by wymienić tylko kilka:
Widok od pałacu w Rybienku Starym na krajobraz nad Bugiem uważano za piękniejszy i bujniejszy niż widok nad Loarą. Najmniejsze miasto w Polsce to prawdopodobnie Wyśmierzyce, najładniejszym dopływem Wisły (według Iwaszkiewicza, którego autor wielokrotnie przywołuje) jest Pilica. Do letniskowego Nadliwia przyjeżdżał po wojnie Melchior Wańkowicz, którego miejscowy listonosz witał słowami: - Panie Wańkowicz, ja w życiu tyle listów nikomu nie woziłem, pan musi być ważny facet. W Nadliwiu mieszkał i tworzył Stanisław Grochowiak. W klasztorze nad Liwcem koło Halina znajduje się otoczony wielką czcią, przywieziony z Ziemi Świętej przez krzyżowców (w 1294 roku) Święty Domek, którego ściany pochodzą, według tradycji, z Nazaretu! Na północ od Halina leży Świniotop. Skąd taka nazwa? Otóż miejscowość ta swoją nazwę zawdzięcza podobno temu, że piach jest tam tak okrutny, iż świnie się w nim dawniej topiły… Prawdziwą krainą alejową są Strugi koło Sochaczewa, a naszą polską via Appia (znajdującą się w granicach Warszawy, po praskiej stronie Wisły) jest Trakt Napoleoński, który pozostał w stanie niezmienionym od stuleci! A gdzie jest największy europejski kompleks wydm śródlądowych? W podwarszawskiej puszczy! A ileż legend i historyjek (w tym jedną pikantną) przytacza Herz w gawędzie o dworze wiązowskim, którego znaczenie w XVIII wieku było nie mniejsze niż Puław. Autor zdradza także, gdzie jest najpiękniejszy widok na Wisłę i wiele innych tajemnic.
Jego pełne erudycji i pasji opowieści czyta się z wypiekami na twarzy, aż czasami ogarnia przemożne pragnienie, aby zapakować tę księgę do plecaka i natychmiast wyruszyć na mazowieckie szlaki usiane zarówno piaszczystymi wydmami, jak i licznymi pałacami i dworami ziemiańskimi, drewnianymi i murowanymi kościółkami, a także zabytkami sztuki i przyrody. Bezwłocznie chciałoby się wyjść na spotkanie z łosiem, bobrami i rysiami żyjącymi w podwarszawskiej puszczy oraz usłyszeć fanfary żurawi czy poobserwować czaple i kormorany w rezerwatach na Wiśle. Polska ziemia ofiarowuje nam takie zmysłowe rozpasanie, a my chcemy gdzieś za granicę jeździć? Polacy też mają swoje Toskanie i Prowansje! Książka Herza uzmysławia, ileż to niepospolitych wzruszeń może dostarczyć nam wyprawa w najbliższe okolice w sobotni czy niedzielny dzień.
Recenzja została opublikowana na wortalu
Po prostu fantastyczna recenzja, bajka, jakbym podróżowała razem z Tobą, a Ty byłabyś moim przewodnikiem.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Ale nie byłabym tak dobrym przewodnikiem jak Lechosław Herz, którego wiedza i pasja są przeogromne! Szczerze polecam jego książkę. Żaden perypatetyk i podróżnik nie powinien pozostać wobec jego gawęd krajoznawczych obojętny. Tak uważam. Wiele się nauczyłam i dowiedziałam dzięki tej publikacji. I będę do niej z pewnością wielokrotnie wracać.
OdpowiedzUsuń